Nie wiem jak Wy reagujecie na sytuacje stresowe, ale ja
zawsze, zanim dojdę do wniosku, że na pewno znajdę jakieś rozwiązanie, muszę trochę polamentować i poużalać się nad
sobą. Zdarza mi się myśleć, że problem, który mnie spotyka to prawie koniec
świata – oczywiście nie w sytuacjach kiedy na przykład łamie mi się paznokieć ;
), bez przesady – jednak pozbawienie nas sali weselnej rzeczywiście było dla mnie
prawie końcem świata. Moje "umartwianie się" nad tym co nam się przydarzyło nie
trwało jednak zbyt długo, po pierwsze dlatego, że bardzo chciałam, aby ślub
odbył się jeszcze w tym roku, więc byłam świadoma, że jak najszybciej trzeba podjąć
jakieś działania. Po drugie, mój cudowny,
najukochańszy mąż kazał mi się wziąć w garść – i tak też zrobiłam :) (nie
zawsze jestem taka posłuszna ;P ) Moje Drogie Przyszłe Panny Młode, jeśli
spotka Was podobna sytuacja – czego absolutnie nie życzę nikomu, to – jak radzą
psycholodzy i inni doradcy z poradników o stresie - najważniejsze jest, aby zachować
tzw. zimną krew i spokój. Jestem świadoma że nie zawsze udaje się trzeźwo myśleć
i od zaraz szukać nowego rozwiązania, ale trzeba przynajmniej próbować. Tak
przy okazji muszę Wam powiedzieć, że nigdy w życiu bym nie pomyślała, że takie
sytuacje mogą się zdarzyć. Myślałam, że lokal, który oferuje wynajem sali na
wesele prowadzi solidnie swoją dokumentację i nie ma szans na pomyłki. A
jednak. Wiecie, że naszemu kamerzyście i jego żonie „wypowiedziano” salę na
trzy dni przed ślubem? Powiedział mi to jak opowiedziałam Mu naszą historię. Nie
skomentuję już dalej.
Ok, wracając do tematu, więc wzięłam się w garść : ) i
zaczęliśmy poszukiwania od początku. Najistotniejszym było, aby rozejrzeć się
za nowym lokalem jak najszybciej plus trzeba było być w ciągłym kontakcie z
kamerzystą, fotografem i zespołem – tzn. jak tylko pojawiały się jakieś nowe
propozycje terminu, to od razu wykonywaliśmy telefon do naszych „usługodawców”
z pytaniem czy odpowiadałby im. Wcześniej (tzn. przy „pierwszych”
poszukiwaniach) zdążyliśmy już odwiedzić sporą ilość miejsc, gdzie można zrobić
wesele, więc mieliśmy rozeznanie w wyglądzie sal, ilości osób jaką pomieszczą,
itp. To nam ułatwiło ponowne poszukiwania, bo od razu mogliśmy wyeliminować te sale, które na przykład były za małe na naszą
liczbę gości lub nie mieściły się w naszym budżecie. W końcu udało się! Znaleźliśmy wymarzone
miejsce na wesele : ) w miejscowości Szarlota k. Kościerzyny. Po prostu nie
mogliśmy trafić lepiej! (na pewno będę
to miejsce wychwalać jeszcze nie raz na blogu, aż do znudzenia ;P ). Zresztą
zobaczcie sami – link pod postem. Wszyscy od momentu tej historii z K2
powtarzali mi, że „nie ma tego złego, co
by na dobre nie wyszło”. Powiem Wam, że dzięki temu uwierzyłam, że na pewno nie pożałuję „straty” tamtej miejscówki. Rzeczywiście - nie żałuję ani trochę. Powiem nawet więcej –
dzisiaj jestem wdzięczna za to, że tak się wszystko potoczyło. Właśnie tak a nie
inaczej. :D