piątek, 29 sierpnia 2014

ŚWIADKOWIE




Z pozoru najbardziej błaha kwestia dotycząca organizacji ślubu – wybór świadków. Nie dla wszystkich jest to jednak tak oczywista sprawa. Niekiedy wybór tej jednaj, właściwej osoby może być utrudniony - gdy kandydatów, których bierzemy pod uwagę, i którzy mogliby spełniać tę funkcję jest wokół nas kilku. Innym razem może okazać się, że nie mamy nikogo kto by się nadawał. W zasadzie wiele w tym temacie nie ma do powiedzenia. Najważniejsze jest to, aby wybrać kogoś, kto jest nam bliski i kogoś kto jest dla nas zaufaną osobą. Pewnie też  nie odkryję Ameryki pisząc, że roli świadków nie powinny pełnić przypadkowe osoby. No chyba, że bierzemy spontaniczny ślub w Las Vegas, wtedy to nawet „wypadałoby” , żeby tak było – jak spontan to spontan : )))  Moja rada  w tej kwestii jest taka:  panny młode powinny raczej wybierać na świadka płeć żeńską. Wcale nie dlatego, że jest jakiś przesąd czy zabobon, że świadkiem kobiety musi być kobieta, a świadkiem mężczyzny mężczyzna. Chodzi raczej o względy, nazwijmy to, praktyczne. O ile świadek-mężczyzna jest odpowiedzialny między innymi za roznoszenie wódki, czyli zajmowanie się sprawami ”wagi ciężkiej”, o tyle świadek-kobieta głównie służy pomocą pani młodej. Począwszy od pójścia do toalety – tak drogie panie, skorzystanie z kibelka w „wielkiej” sukni jest naprawdę nie lada wyzwaniem – na odpinaniu welonu czy też stroika podczas oczepin kończąc. Swiadkowa zajmuje się też poprawianiem kreacji, pilnuje, aby jakiś przypadkowy lok nam się niepotrzebnie zaplątał na czole, może też dzierżyć kosmetyki do poprawiania makijażu czy małą apteczkę w razie nerwów lub bólu głowy. Jakoś nie za bardzo widzę  – panowie bez urazy – mężczyzny, który wykonuje te wszystkie czynności. Chociaż wszystko jest możliwe : ) i absolutnie nie sugeruję, że panowie nie mogą się znać, czy też nie znają się na makijażu. Ba, czasami są lepszymi specjalistami w tej dziedzinie niż niejedna kobieta i nie ma w tym nic niewłaściwego. Także, Drogie Panie wybór jak zawsze należy do Was. Nigdzie przecież nie jest napisane, że żaden mężczyzna nie wie jak odczepić welon : D



poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Różowe Inspiracje ----------> NOWY POST : D


ŚLUBNA RETROSPEKCJA



 
Uśmiechnięta kobieta w ciemnych włosach i różowej sukience długości 7/8 trzymająca w ręku bukiet. Obok elegancki mężczyzna, a także świadkowie i goście…… To nie scena z filmu. To zdjęcie moich Rodziców z Ich ślubu cywilnego. Właśnie kilka dni temu obchodzili 32 rocznicę zawarcia związku małżeńskiego. Przy takiej okazji często sięga się po pamiątki w postaci zdjęć. Człowiek zazwyczaj myśli wtedy „jak to zleciało”. Różowa sukienka mojej Mamy, którą miała założoną w tym dniu zainspirowała mnie do napisania tego posta. Pomyślałam sobie, że nie tylko czas od tamtego dnia, Ich dnia, minął tak szybko, ale także o tym,  jak to było kiedyś, a jak jest teraz. Co się zmieniło, a co nie w kwestii ślubów i wesel. W pierwszej chwili można stwierdzić, że zmieniło się wszystko. Ale chyba jednak nie do końca. Wiele rzeczy jest innych, to fakt. Najogólniej rzecz ujmując, można powiedzieć, że teraz  wszystko jest bardziej dostępne i jest tego więcej. Mam na myśli wszelkiego rodzaju „gadżety” ślubne oraz usługi w tej branży. Dlatego dzisiaj nie ma problemu z  zorganizowaniem wesela takiego, jakie tylko sobie wymarzyliśmy.  „Kiedyś”  wyczynem było nawet załatwienie sukni czy pojazdu, którym pojedzie się do ślubu. Tym co nie uległo zmianie są wszelkiego rodzaju, nazwijmy to,  tradycje takie jak błogosławieństwo przez rodziców czy oczepiny, jak również sama ceremonia zaślubin. Wszak przysięga małżeńska brzmi tak samo i nadal ślub kościelny to msza : ) A jednak i tutaj można doszukać się pewnych zmian. Najbardziej „widoczna” to ta, że dzisiaj nie ma już obowiązku pójścia najpierw do urzędu, a potem do kościoła. Ślub cywilny nie jest dzisiaj obowiązkowym. Można zdecydować się  na takie zawarcie małżeństwa, na sam ślub kościelny, bądź konkordatowy, czyli takie 2 w 1. Ale wzięcie najpierw ślubu cywilnego, a następnie kościelnego jest także możliwe, Niektóre pary decydują się wziąć ślub cywilny by,  na przykład, po dwóch latach pójść do ołtarza. Można i tak. U nas jeszcze nie jest to tak popularne, a przynajmniej nie w przypadku ślubów kościelnych, ale można ślubować sobie miłość w miejscu innym niż kościół. Na przykład na plaży. Ktoś kto napotkał na swej ślubnej drodze jakiekolwiek problemy ze znalezieniem odpowiedniego lokalu na przyjęcie weselne na pewno nie zdziwi się jak napiszę, że te kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu o taki lokal było łatwiej. Przyczyny tegoż „fenomenu” należy doszukiwać się w tym, że kiedyś bardzo często w ogóle nie trzeba było szukać wolnego miejsca w restauracji, gdyż wesela odbywały się w domach. Na wsiach nawet na podwórkach. To pozwalało wziąć ślub  także w dość krótkim terminie od dnia zaręczyn. Paradoksalnie, mimo braku wielu rzeczy oraz trudności w zorganizowaniu czegokolwiek,  załatwienie wszystkiego było prostsze i trwało krócej -  nigdzie nie trzeba było rezerwować terminów z pięcioletnim wyprzedzeniem. Zespoły czy fotograf byli dostępni praktycznie od razu. O kamerzystach nie wspominam, gdyż w tamtych czasach raczej mało kto decydował się na tę opcję. Myślę, że tych różnic jest naprawdę sporo, i gdyby tak chcieć każdą z nich opisać to nie wiem czy starczyłoby miejsca na blogu : ) Cóż, może kiedyś zdecyduję się na taki cykl postów opisujących wszystko co się zmieniło bardzo dokładnie. A tymczasem tak bardziej ogólnie : )  W zasadzie na myśl przyszła mi jeszcze jedna  zasadnicza różnica między „dawnymi czasami” a tym co jest dzisiaj. Wtedy byłoby ciężko zorganizować wesele takim, jakie można je zorganizować dzisiaj. Ale dzisiaj jak najbardziej  możliwe jest zorganizowanie ślubu i wesela w stylu tamtych lat : ))))

piątek, 22 sierpnia 2014

SAVOIRE VIVRE WESELA, czyli co wypada, a co nie – totalnie subiektywnej opinii cz. 3 i ostatnia : )




Tym razem zacznę od czegoś, co w zasadzie jest tak oczywiste, że aż głupio o tym wspominać. Gościom nie wypada opuścić przyjęcia weselnego bez pożegnania z parą młodą. Wydawać by się mogło, że to na młodych jako  „gospodarzach” powinien spoczywać obowiązek, aby każdego z wychodzących pożegnać. Pamiętajmy jednak, że TEGO DNIA nowożeńcy mają naprawdę sporo „obowiązków”, nie zawsze są więc w stanie zauważyć każdą osobę, która opuszcza wesele. Dlatego właśnie, moim zdaniem, ten kto wychodzi  powinien poczynić odpowiedni gest.  Na pewno nieładne jest tzw. wychodzenie po angielsku, czyli po prostu wymykanie się, tak aby nikt nie zauważył. Kolejna kwestia - na weselach zazwyczaj nie brakuje różnego rodzaju zabaw i konkursów. Oczywiście kto nie ma ochoty nie musi brać w nich udziału, przecież nie każdy to lubi. Uważam jednak, że, po pierwsze, kiedy coś się dzieje, tzn. zespół czy DJ prosi wszystkich o zebranie się na parkiecie itd., to należy wstać od stołu i podejść. Nie podoba mi się kiedy część gości zbiera się w wyznaczonym na zabawę miejscu, a część zostaje na swoich miejscach i ani myśli się ruszyć. Jak już pisałam w poście pierwszym dotyczącym tego tematu, szanujmy parę młodą i ich dzień. Po to nas zaprosili abyśmy byli z nimi – chociażby jako obserwatorzy, niekoniecznie czynni uczestnicy (konkursów i zabaw, które w tym przypadku mam na myśli). Po drugie, nie należy odmawiać udziału w zabawie kiedy prosi o to pani młoda lub pan młody. Czasami zdarza się, że nie uda się do danej konkurencji zebrać kompletu osób. Wodzirej prosi wtedy, aby para młoda wyznaczyła osoby, które  wezmą w niej udział. Niektórzy niestety mają opory i nawet końmi nie bylibyśmy ich w stanie ruszyć. Ostatnia rzecz, o której chciałabym wspomnieć dotyczy czegoś, czego gatunek ludzki raczej nigdy nie zdoła się wyzbyć. Chodzi o plotkowanie. Każdy to robi, i byłabym hipokrytką gdybym twierdziła, że ja nie. Jednak jest plotkowanie i plotkowanie. Tzn., nie można podzielić tego na plotkowanie „dobre” lub „złe”, bo coś takiego nie istnieje. Co innego jednak porozmawiać sobie z koleżanką przy kawie o nowym chłopaku jej sąsiadki, a co innego rozsiewać swego rodzaju
„nienawiść” do danej osoby wśród innych. Akurat ta kwestia dotyczy mnie osobiście, bo z czymś takim miałam do czynienia po swoim własnym weselu. Pewna osoba powiedziała do mnie, że było super, a ja wcześniej się dowiedziałam, że obgadywała wszystko co się dało. Jestem świadoma, że ludzie „poniżają” słownie różne osoby przed innymi dlatego, że sami mają niskie poczucie własnej wartości. Nie przejęłam się tym gadaniem absolutnie, a także dałam do zrozumienia tej osobie co o tym sądzę.  Wiadomo, że nigdy nie będzie tak, że wszystko będzie się podobało wszystkim. Poza tym, nie organizujemy ślubu i wesela po to, aby zadowolić gości, tylko wszystko robimy tak, aby to nam się podobało i było tak jak my chcemy (przynajmniej ja wychodziłam z takiego założenia przy organizacji). Ja również, i to niejednokrotnie, będąc na weselu czyniłam obserwacje i wyciągałam  różne wnioski na temat całej organizacji. Ale było to bardziej z perspektywy kogoś kto interesuje się organizacją ślubów i tematyką ślubną w ogóle. NIGDY jednak nie zdarzyło mi się, aby obgadywać czyjeś wesele z innymi gośćmi, wyliczając przy tym wszystko to, co mi się nie podobało. Bo nie podobać się ma prawo. Co innego jednak stwierdzić, że pewne rzeczy zrobilibyśmy inaczej i zachować tę opinię po prostu dla siebie, a co innego rozsiewać famę, że coś jest beznadziejne. Naprawdę trzeba włożyć wiele trudu i wysiłku, aby TEN DZIEŃ wyglądał tak jak sobie wymarzyliśmy. Więc jeśli ktoś wymarzył sobie żółte storczyki i turkusowe obrusy to znaczy, że tak miało to wyglądać i nic nam do tego. Dla jednej osoby jest to kompletnie tandetne – i w porządku – a dla innej będzie to szczyt elegancji – i to również jest w porządku. Nie można więc stwierdzać, że coś było brzydkie, tylko dlatego, że nam się to nie podobało. To tyle, albo aż tyle tego co wypada lub nie. To o czym wspomniałam w trzech ostatnich postach jest akurat dla mnie w jakiś sposób ważne. Każdy oczywiście może mieć swoje zdanie na ten temat. I to też jest jak najbardziej w porządku : D



niedziela, 17 sierpnia 2014

SAVOIRE VIVRE WESELA, czyli co wypada, a co nie – totalnie subiektywnej opinii cz. 2 : )


 
Zanim zaczęłam pisać tę, kolejną,  część poprzedniego posta, długo zastanawiałam się czy aby na pewno niczego nie pominęłam na swojej liście sporządzanej na potrzeby tego tematu. Wydaje mi się, że nie, ponieważ wszystko to, co opisuję jest wynikiem wniosków wypływających z moich własnych doświadczeń oraz obserwacji, a tych raczej nie zapominam. Najwyżej jak coś jeszcze mi się przypomni to wspomnę o tym przy innej okazji : ) No dobrze, w takim razie przejdźmy do kolejnych punktów weselnego savoir vivre’u według Kamili : ) Poza tym co już napisałam poprzednio, uważam także, że miło jest kiedy goście szanują prośbę, czy też prośby pary młodej. Już tłumaczę o co chodzi. Posłużę się w tym celu swoim własnym przykładem. Otóż, ja i mój mąż stwierdziliśmy, że nie będziemy gościom narzucać, co powinni nam podarować. W zaproszeniach mieliśmy zamieszczony wierszyk który sugerował, że mile widziane są zarówno banknoty jak i prezenty. W przypadku chęci podarowania nam prezentu goście dowiadywali się z owej rymowanki, że prosimy, aby kontaktowali się ze świadkową , gdyż właśnie Ona posiadała listę, na której znajdowało się co ewentualnie byśmy potrzebowali. Niestety nie wszyscy się do tego dostosowali. Niektórzy nie zainteresowali się listą w ogóle i przez to dostaliśmy prezenty, które niekoniecznie znajdowały się w obiekcie naszych zainteresowań oraz takie, które się powtórzyły. Moja siostra skrupulatnie pilnowała listy – gdy ktoś zgłaszał chęć zakupienia danej rzeczy od razu z tej listy ją skreślała. Ci, którzy się nie pokwapili, aby listę poznać nie wiedzieli co na niej nadal jest, a co już jest „zarezerwowane” , stąd taka niezbyt fajna sytuacja. To samo tyczy się prośby kiedy para młoda prosi o coś innego niż kwiaty – naprawdę nie warto na siłę obstawać przy swoim stwierdzając, że przecież „kwiaty muszą być” skoro młodzi ich nie chcą. Kolejną kwestią jest, nazwijmy to, pewna tradycja, której raczej mało kto dzisiaj „dotrzymuje”. Może obecne pokolenia (w sensie moi rówieśnicy i  trochę młodsi) nie umieją się bawić, albo się wstydzą? Chodzi o to, że kiedyś (za czasów moich rodziców) wypadało, aby każdy pan zatańczył chociaż jeden taniec z panią młodą, a każda pani z panem młodym. Nie powinno się pozwolić, aby para młoda siedziała lub „nie miała co robić”. Uważam, że to bardzo „ładny” zwyczaj, który, wydawać by się mogło, nadal funkcjonuje. Niestety chyba nie dla wszystkich. To samo tyczy się tego, aby nie pozwolić, aby pani młoda, bądź pan młody siedzieli sami, w sensie bez towarzystwa. Kiedy np. jedno z nich jest akurat zajęte tańcem, a drugie siedzi przy stoliku samo, warto, aby któryś z gości zainteresował się, podszedł. Miło jest kiedy goście podejdą , zainteresują się, porozmawiają. Tak samo w zasadzie działa to w drugą stronę – wypada, aby para młoda znalazła trochę czasu dla każdego z gości (przynajmniej w miarę możliwości), żeby porozmawiać chociażby o tym jak się bawią, itp.  Myślałam, że zmieszczę wszystko co chciałabym napisać w tym temacie   w dzisiejszym poście, ale jednak nie. Cóż, chyba za dużo mam do powiedzenia ; P  Także kolejny ciąg dalszy nastąpi : )


wtorek, 12 sierpnia 2014

SAVOIRE VIVRE WESELA, czyli co wypada, a co nie – totalnie subiektywna opinia




W życiu praktycznie na każdym kroku mamy do czynienia z różnymi sytuacjami, w których powinniśmy zachować się grzecznie i kulturalnie. Jedną z takich sytuacji jest na pewno czyjś ślub i wesele. W zasadzie można by pomyśleć: „jaką gafę mogę popełnić na czyimś ślubie? To raczej para młoda powinna się pilnować, aby wszystko było jak należy”. Otóż niestety, również i goście są zobowiązani do „odpowiedniego” zachowania się. Nie przeczytałam na ten temat żadnej mądrej książki czy porad w Internecie. Wszystko co teraz napiszę jest wynikiem moich własnych „przeżyć”, obserwacji i przemyśleń. Nie będzie to więc typowo  ukulturalniający wywód, w którym będę się wymądrzać jakimi sztućcami należy jeść poszczególne potrawy oraz jak prawidłowo kłaść serwetkę na kolanach, ale próba zwrócenia uwagi na kilka szczegółów, na które, zdaje się, wielu ludzi uwagi nie zwraca w ogóle. Zacznę od czegoś bardzo, mogłoby się wydawać, trywialnego i błahego. A mianowicie, nie wypada, czy też nie powinno się, spóźnić się na mszę. Oczywiście wyjątkiem są sytuacje losowe, na które nie mamy wpływu – wiadomo – wszystko się może zdarzyć. A to u fryzjera było opóźnienie, ktoś złapał gumę, ktoś zabłądził, itd. Zawsze jednak powinniśmy w miarę możliwości wyjść czy też wyjechać z domu tak, aby jako gość czekać już w kościelnej ławce na parę młodą i obserwować jak idą do ołtarza. W niektórych regionach Polski (np. w moim) życzenia składa się zaraz po mszy, pod kościołem. Wtedy też wręcza się prezenty i koperty, które zbierają świadkowie. To co mi się osobiście nie podoba to fakt, że niektórzy goście złożą życzenia i zaraz uciekają do samochodu. Moim zdaniem wypadałoby stanąć gdzieś z boku i poczekać aż wszyscy te życzenia złożą. Ktoś może zapytać: „ale po co?” Otóż czasami para młoda zostaje obsypana ryżem i drobniakami właśnie po życzeniach. Na moim ślubie było tak, że ryż poleciał na nas zaraz po wyjściu z kościoła, natomiast drobniakami zostaliśmy obsypani, gdy wszyscy skończyli nam gratulować. Bardzo często też  fotograf właśnie wtedy robi wspólne, pamiątkowe zdjęcie.I dlatego uważam, że wszyscy powinni być cały czas na miejscu. Chodzi po prostu o to, żeby uczestniczyć w tym dniu, razem z parą młodą, w różnych jego momentach. W końcu po to zostaliśmy zaproszeni – aby być z nimi. Uszanujmy to.      C.D.N.