niedziela, 17 sierpnia 2014

SAVOIRE VIVRE WESELA, czyli co wypada, a co nie – totalnie subiektywnej opinii cz. 2 : )


 
Zanim zaczęłam pisać tę, kolejną,  część poprzedniego posta, długo zastanawiałam się czy aby na pewno niczego nie pominęłam na swojej liście sporządzanej na potrzeby tego tematu. Wydaje mi się, że nie, ponieważ wszystko to, co opisuję jest wynikiem wniosków wypływających z moich własnych doświadczeń oraz obserwacji, a tych raczej nie zapominam. Najwyżej jak coś jeszcze mi się przypomni to wspomnę o tym przy innej okazji : ) No dobrze, w takim razie przejdźmy do kolejnych punktów weselnego savoir vivre’u według Kamili : ) Poza tym co już napisałam poprzednio, uważam także, że miło jest kiedy goście szanują prośbę, czy też prośby pary młodej. Już tłumaczę o co chodzi. Posłużę się w tym celu swoim własnym przykładem. Otóż, ja i mój mąż stwierdziliśmy, że nie będziemy gościom narzucać, co powinni nam podarować. W zaproszeniach mieliśmy zamieszczony wierszyk który sugerował, że mile widziane są zarówno banknoty jak i prezenty. W przypadku chęci podarowania nam prezentu goście dowiadywali się z owej rymowanki, że prosimy, aby kontaktowali się ze świadkową , gdyż właśnie Ona posiadała listę, na której znajdowało się co ewentualnie byśmy potrzebowali. Niestety nie wszyscy się do tego dostosowali. Niektórzy nie zainteresowali się listą w ogóle i przez to dostaliśmy prezenty, które niekoniecznie znajdowały się w obiekcie naszych zainteresowań oraz takie, które się powtórzyły. Moja siostra skrupulatnie pilnowała listy – gdy ktoś zgłaszał chęć zakupienia danej rzeczy od razu z tej listy ją skreślała. Ci, którzy się nie pokwapili, aby listę poznać nie wiedzieli co na niej nadal jest, a co już jest „zarezerwowane” , stąd taka niezbyt fajna sytuacja. To samo tyczy się prośby kiedy para młoda prosi o coś innego niż kwiaty – naprawdę nie warto na siłę obstawać przy swoim stwierdzając, że przecież „kwiaty muszą być” skoro młodzi ich nie chcą. Kolejną kwestią jest, nazwijmy to, pewna tradycja, której raczej mało kto dzisiaj „dotrzymuje”. Może obecne pokolenia (w sensie moi rówieśnicy i  trochę młodsi) nie umieją się bawić, albo się wstydzą? Chodzi o to, że kiedyś (za czasów moich rodziców) wypadało, aby każdy pan zatańczył chociaż jeden taniec z panią młodą, a każda pani z panem młodym. Nie powinno się pozwolić, aby para młoda siedziała lub „nie miała co robić”. Uważam, że to bardzo „ładny” zwyczaj, który, wydawać by się mogło, nadal funkcjonuje. Niestety chyba nie dla wszystkich. To samo tyczy się tego, aby nie pozwolić, aby pani młoda, bądź pan młody siedzieli sami, w sensie bez towarzystwa. Kiedy np. jedno z nich jest akurat zajęte tańcem, a drugie siedzi przy stoliku samo, warto, aby któryś z gości zainteresował się, podszedł. Miło jest kiedy goście podejdą , zainteresują się, porozmawiają. Tak samo w zasadzie działa to w drugą stronę – wypada, aby para młoda znalazła trochę czasu dla każdego z gości (przynajmniej w miarę możliwości), żeby porozmawiać chociażby o tym jak się bawią, itp.  Myślałam, że zmieszczę wszystko co chciałabym napisać w tym temacie   w dzisiejszym poście, ale jednak nie. Cóż, chyba za dużo mam do powiedzenia ; P  Także kolejny ciąg dalszy nastąpi : )


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz