Gdy któryś raz z rzędu oglądałam zdjęcia z własnego ślubu
nie omieszkałam popatrzeć krytycznym okiem na swój wygląd. Jestem typem osoby,
która musi analizować niektóre sprawy wzdłuż i wszerz, nawet jak już jest po
przysłowiowych ptakach : ) więc również
fascynator, na który się zdecydowałam został poddany krytyce. O ile nie żałuję,
że zdecydowałam się na stroik, nie na welon, o tyle nie do końca uważam, aby
wybór właśnie takiego jaki miałam był do końca trafiony. Swój fascynator zamawiałam na stronie firmy Expose Akcesoria. Można na niej znaleźć
zarówno gotowe do kupna projekty jak i skorzystać z możliwości zrobienia
stroika na zamówienie. Ja skorzystałam z tej drugiej opcji, z której nie do końca
jestem zadowolona. Fascynator, który miał być indywidualnym projektem można
spokojnie znaleźć w ofercie sklepu internetowego firmy. Nie do końca więc uważam,
aby było to coś stworzone specjalnie dla mnie, a tego oczekiwałam. Dokonując zamówienia wysłałam też zdjęcie
swojej sukni, gdyż myślałam, że fascynator w jakiś sposób będzie pod nią
dopasowany. Żeby było jasne - nie uważam, że kompletnie nie pasował – gdyby tak
było nie założyłabym go. Chcę powiedzieć, że to czego mi brakowało to bardziej indywidualne podejście do klienta
właśnie. Teraz, z perspektywy czasu, myślę, że oczekiwałabym, aby to jaką będę
miała na sobie suknię jako panna młoda było bardziej wzięte pod uwagę. Uważam
też, że projektując tego typu ozdobę, osoba, która ją tworzy powinna dopytać o
fryzurę. Otóż stwierdziłam, że nie do końca woalka będąca częścią stroika
pasowała do upięcia z kręconych włosów. Nie wiem dlaczego, po prostu patrząc na
zdjęcia mam wrażenie, że w jakiś sposób skręt włosa oraz wspomniana woalka „gryzą
się”. Sama tą woalkę chciałam, nie mam
do nikogo pretensji. Chodzi mi tylko o to, że ktoś, kto zajmuje się tego typu
usługami powinien też mieć jakiś ogląd na to, co z czym pasuje, a co
niekoniecznie i doradzić. Tego mi zabrakło. Jak już wspomniałam decyzji odnośnie
założenia fascynatora nie żałuję. Przynajmniej się trzymał : ) Nie to co welon jednej z moich koleżanek,
który miał kilka metrów i podczas życzeń co chwilę jej odpadał. Z kolei inna
znajoma w swoim welonie – który był bardzo ładny, bądź co bądź – wyglądała
trochę jak „święta” (nie urażając nikogo, ale nie wiem jak to inaczej okreslić),
gdyż był on przyczepiony do czubka jej głowy, co jeszcze dodatkowo spłaszczyło
i zepsuło jej fryzurę, która po oczepinach kompletnie straciła swój kształt. Tak
więc, na cokolwiek się zdecydujecie warto przemyśleć co z czym pasuje i co Wam
lepiej odpowiada. Aha, i gdzie to przypiąć ; D
czwartek, 27 listopada 2014
poniedziałek, 24 listopada 2014
RÓŻOWY HIPO NA WESELU : D
Autor:
Kamila
Czasy kiedy kobiety w ciąży, tym
bardziej zaawansowanej, próbowały raczej zamaskować swój brzuch nosząc dość
obszerne, workowate stroje już dawno przeszły do lamusa. I bardzo dobrze. Choć
nie jestem za tym, aby ciężarne ubierały się w mega obcisłe ciuchy, to jednak
nie uważam, aby trzeba było się zakrywać zakładając na siebie derkę dla konia.
Kiedy byłam w 8 miesiącu ciąży byliśmy z mężem gośćmi na dwóch weselach. Na tym
etapie byłam już trochę zmęczona moim brzuchem i trochę zdenerwowana tym, że
nie mogę założyć ulubionych dżinsów, tylko ciągle noszę legginsy xxl oraz spodnie
z tzw. panelem. Tęskniłam już wtedy trochę za tymi wszystkimi rzeczami, w które
jeszcze niedawno się mieściłam…. Były czasami takie dni, że miałam kompletnie dość
wszystkich ciuchów ciążowych i zakładałam po prostu dres, żeby pokazać światu
jaka jestem niezadowolona ; P Oczywiście jak byłam już na zwolnieniu. W
związku jednak z tym, że dość długo chodziłam do pracy (bo do końca 8 miesiąca)
musiałam wymuszać na sobie ubranie się w coś „lepszego” niż dres. I bardzo
dobrze : ) W związku ze wspomnianymi dwoma
weselami postanowiłam, że chcę wyglądać chociaż „jakoś” , więc zakupiłam sobie
sukienkę. Różową, no bo jakże by inaczej ; )
, w sklepie o nazwie Happy Mum, który bardzo polecam. Ceny
nie są niskie, to fakt, jednak ich ubrania można nosić zarówno w ciąży jak i
po. A jeśli szukacie sukienki na wesele dla kobiet w ciąży zaawansowanej (bo na
samym początku, gdy brzuszek jest jeszcze mały można często z powodzeniem
zmieścić się jeszcze w swoje „normalne” sukienki), to gwarantuję, że w tym
właśnie sklepie znajdziecie coś dla siebie. Nie chcę się chwalić, ale mój
wygląd (choć miałam wrażenie, że wyglądam jak hipcio : ) ) wywołał lawinę (no dobra, może przesadzam
z tą lawiną : P ) pozytywnych komentarzy : )
Możecie ocenić sami. Zdjęcia mnie-hipcia poniżej : D
piątek, 21 listopada 2014
WELON? A MOŻE JEDNAK…….FASCYNATOR? : )
Autor:
Kamila
W zasadzie kolejny post, czyli ten : ) miał być o tym, czy warto chodzić na lekcje
tańca przed weselem, ale myślę, że przy okazji postów na temat pierwszego tańca
wyczerpałam już temat. Przejdę więc do kolejnej rzeczy znajdującej się na mojej
liście postów ślubnych, a mianowicie: welon czy fascynator? Dla tych, które nie
wiedzą cóż to takiego ten fascynator już tłumaczę. To nic innego jak dawny
stroik, po prostu : ) Stroiki nazywane
są teraz fascynatorami, gdy są bardziej stylizowane na te, które noszą „wykwintne”
Angielki, a w Anglii właśnie tak nazywa się taka ozdoba na głowę. A że my
Polacy bardzo lubimy przejmować zagraniczne słownictwo to właśnie w ten sposób przejęliśmy
też fascynatory : ) W którymś z
wcześniejszych postów (a w sumie bardzo początkowych postów : ) ) powiedziałam,
że jestem przeciwniczką welonów. Pani z salonu, która doradzała mi przy wyborze
sukni twierdziła, że i tak na welon mnie namówi, ale byłam twarda : ) Skończyło się na fascynatorze, ale może o tym
następnym razem. Teraz skupmy się na welonach. Dlaczego jestem ich
przeciwniczką? Choć nie wiem czy „przeciwniczka” to dobre określenie – po prostu
uważam, że źle dobrany welon wygląda tandetnie i może zepsuć całość. Moim
zdaniem, choć nie jestem staroświecka, przy wyborze welonu jednak warto pokierować
się wiekiem. Granica wieku, w której kobiety biorą ślub coraz bardziej się
przesuwa – kiedyś „normalnym” było, żeby 20-latki wychodziły za mąż, a te które
miały 25 lat i jeszcze nie miały męża uważane były za stare panny. Dzisiaj
coraz więcej kobiet biorących ślub ma 30 lat i więcej i dzisiaj to jest
„normalny” wiek na zamążpójście. Nie uważam przy tym, żeby istniała jakaś
konkretna, ustalona granica wieku dla welonu. No bo jak to ustalić? Ja sama miałam
29 lat, gdy wychodziłam za mąż i stwierdziłam, że gdybym założyła welon to czułabym
się trochę nieswojo. Każda kobieta musi jednak sama wiedzieć czy z taką „ozdobą”
będzie się czuła dobrze. Poza tym uważam,
że welon naprawdę trzeba umieć dobrać do sukni. Niby nic, bo kawałek tiulu na
głowie, a jednak dobranie go nie jest wcale takie proste. Często właśnie rzeczy wydające się błahymi
mogą stanowić bardzo istotny szczegół, który źle dopasowany może zaważyć na całości.
Również z tego powodu wolałam z welonu zrezygnować. Nie chodzi absolutnie o to,
że moja suknia była tak wspaniała, najpiękniejsza i w ogóle, że nie było
welonu, który byłby jej „wart”. Pewnie po wielu poszukiwaniach i taki by się
znalazł. Nie miałam kompletnie żadnej „wizji” ani pomysłu co mogłoby pasować. Dodatkowo – akurat na welonie jakoś mi nie zależało.
Wolałam więc dać sobie z tym spokój i skupić się na decydowaniu o doborze
innych rzeczy, na których znam się o wiele lepiej : )
środa, 12 listopada 2014
PIERWSZY TANIEC cz. 3
Autor:
Kamila
Pomysł z połączeniem ze sobą w jedno kilku lub kilkunastu
kawałków utworów i zatańczenie do każdego z nich osobnych układów wydaje mi się
naprawdę ciekawą opcją. Tym bardziej, że można też dobrać te piosenki tak, aby
dodatkowo odpowiednie ich połączenie „opowiadało” historię, na przykład, poznania się pary
młodej. Wystarczy tylko dobrze poszukać w dostępnym repertuarze. Zresztą na You
Tube jest pełno tego typu filmików, z których można czerpać inspiracje. Trzeba
tylko wiedzieć, które się do tego nadają. A niestety nie wszystkie są godne
naśladowania. Widziałam jakiś czas temu filmik, w którym para młoda tańczyła właśnie
do składanki kilku utworów. Szczerze mówiąc, nie rozumiem, dlaczego owy filmik
miał tyle odsłon (bo około miliona). Ja nie dałam rady obejrzeć go do końca. Po
pierwsze, nie zauważyłam, aby para młoda w ogóle była przygotowana do zatańczenia w taki sposób – a dokładniej, większość
utworów to było jakieś chodzenie i kiwanie się. Ten taniec był po prostu nudny!
Po drugie, kompletnie nietrafiony dobór piosenek. Wybierając utwór warto zwrócić uwagę nie tylko na melodię, ale
i na słowa. Jak można zatańczyć do piosenki Celine Dion z Titanica, która mówi o tym, że: „ona za nim tęskni i on zawsze
będzie w jej sercu, a teraz już go nie ma”? Albo do piosenki „Małgośka” Maryli
Rodowicz, która jest o tym, że: „on odszedł do innej” (jeszcze rozumiem, że ktoś
źle może dobrać piosenkę w innym języku, ale po polsku?) Albo do piosenki Gotye, która
jest o tym, że: „teraz ona jest dla niego osobą, którą on KIEDYŚ znał i teraz znać
nie chce”? Nie wspomnę o piosence „Whisky” Dżemu. No błagam!!! To tak, jakby
zatańczyć do piosenki „Windą do nieba” (zresztą zdaje mi się że również i ta
piosenka się pojawiła ). Niestety, po
głębszym zastanowieniu się doszłam do wniosku, że mało widziałam w swoim życiu
pierwszych tańców, które wywołały we mnie zachwyt. Widziałam takie, które były,
podobno, wcześniej ćwiczone, a jednak wykonane krokiem „chodzonym” - żadnych
elementów tańca. Inny taniec to było po prostu bujanie się -dosłownie! Jeszcze inny polegał na patrzeniu sobie na stopy… Może pierwszy taniec
nie jest, według wielu, czymś najważniejszym w tym dniu (choć ja uważam, że
jest to bardzo ważna kwestia), ale odtańczenie jakby się chciało, a nie mogło
mija się z celem. Tym bardziej, gdy jeszcze w tle słychać: „ Mój piękny panie, ja go nie kocham…” ……………….
wtorek, 11 listopada 2014
PIERWSZY TANIEC cz. 2
Autor:
Kamila
Ta wymarzona, wyśniona piosenka to „Halo” z repertuaru Beyonce. Jak już
wspomniałam poprzednio, jest mi wyjątkowo bliska i bardzo ją lubię. Zmierzam ku
temu, że aby nie tylko ładnie zatańczyć, ale też czuć się podczas tego
pierwszego tańca komfortowo, warto wybrać taki utwór, w którym czujemy się
dobrze. Taki, z którym mamy jakieś miłe wspomnienia. Taką piosenkę, która jest „naszą”
piosenką. Nawet jeśli jest to utwór o miłości w dość szybkim tempie : ) „Moją i Michała” piosenką, która kojarzy nam
się z momentem, w którym się poznaliśmy jest „My Love” z repertuaru Justina
Timberlake’a. Nawet myślałam o zatańczeniu do tej właśnie piosenki, ale w końcu
doszłam do wniosku, że trzeba by tu było zaprezentować jakieś kroki z „górnej półki”.
Ja byłabym na to gotowa (w sensie na wiele godzin ćwiczeń oraz na zaprezentowanie
się w taki sposób), ale mój mąż już niekoniecznie. Jest raczej nieśmiały i wszelkiego
rodzaju „występy” nie są Mu na rękę : ))) Szczęście, że miałam w zanadrzu inną piosenkę, która jest „naszą” :
) Można też zdecydować się na taniec dość
niekonwencjonalny. Na przykład nasi znajomi zatańczyli sambę : ) Było widać, że ćwiczyli przed : ) Na czasie
są też tańce, które składają się ze „zlepku” kilku różnych utworów zarówno
szybkich jak i wolnych. Do każdego kawałka para młoda tańczy inny układ.
Pamiętajcie, że zarówno w tym przypadku jak i przypadku samby, czy innego „profesjonalnego”
tańca należy naprawdę dobrze się przygotować (co, wiem, powtarzam do znudzenia),
czyli wziąć jednak nie jedną, ale co najmniej kilka lekcji. Taki pomysł ze
składanką przeszedł również i przez moją myśl, ale po raz kolejny: dla mnie nie
byłby to problem, ale dla Michała już raczej tak : ) Więc i z tą opcją się
pożegnaliśmy. Ale nie żałuję : ) I lepiej, żeby mój mąż również tak myślał ; D
Subskrybuj:
Posty (Atom)