czwartek, 27 listopada 2014

FASCYNATOR A MOŻE JEDNAK…….. WELON? : )




Gdy któryś raz z rzędu oglądałam zdjęcia z własnego ślubu nie omieszkałam popatrzeć krytycznym okiem na swój wygląd. Jestem typem osoby, która musi analizować niektóre sprawy wzdłuż i wszerz, nawet jak już jest po przysłowiowych ptakach : )  więc również fascynator, na który się zdecydowałam został poddany krytyce. O ile nie żałuję, że zdecydowałam się na stroik, nie na welon, o tyle nie do końca uważam, aby wybór właśnie takiego jaki miałam był do końca trafiony.  Swój fascynator zamawiałam na stronie firmy Expose Akcesoria. Można na niej znaleźć zarówno gotowe do kupna projekty jak i skorzystać z możliwości zrobienia stroika na zamówienie. Ja skorzystałam z tej drugiej opcji, z której nie do końca jestem zadowolona. Fascynator, który miał być indywidualnym projektem można spokojnie znaleźć w ofercie sklepu internetowego firmy. Nie do końca więc uważam, aby było to coś stworzone specjalnie dla mnie, a tego oczekiwałam.  Dokonując zamówienia wysłałam też zdjęcie swojej sukni, gdyż myślałam, że fascynator w jakiś sposób będzie pod nią dopasowany. Żeby było jasne - nie uważam, że kompletnie nie pasował – gdyby tak było nie założyłabym go. Chcę powiedzieć, że  to czego mi brakowało  to bardziej indywidualne podejście do klienta właśnie. Teraz, z perspektywy czasu, myślę, że oczekiwałabym, aby to jaką będę miała na sobie suknię jako panna młoda było bardziej wzięte pod uwagę. Uważam też, że projektując tego typu ozdobę, osoba, która ją tworzy powinna dopytać o fryzurę. Otóż stwierdziłam, że nie do końca woalka będąca częścią stroika pasowała do upięcia z kręconych włosów. Nie wiem dlaczego, po prostu patrząc na zdjęcia mam wrażenie, że w jakiś sposób skręt włosa oraz wspomniana woalka „gryzą się”.  Sama tą woalkę chciałam, nie mam do nikogo pretensji. Chodzi mi tylko o to, że ktoś, kto zajmuje się tego typu usługami powinien też mieć jakiś ogląd na to, co z czym pasuje, a co niekoniecznie i doradzić. Tego mi zabrakło. Jak już wspomniałam decyzji odnośnie założenia fascynatora nie żałuję. Przynajmniej się trzymał : )  Nie to co welon jednej z moich koleżanek, który miał kilka metrów i podczas życzeń co chwilę jej odpadał. Z kolei inna znajoma w swoim welonie – który był bardzo ładny, bądź co bądź – wyglądała trochę jak „święta” (nie urażając nikogo, ale nie wiem jak to inaczej okreslić), gdyż był on przyczepiony do czubka jej głowy, co jeszcze dodatkowo spłaszczyło i zepsuło jej fryzurę, która po oczepinach kompletnie straciła swój kształt. Tak więc, na cokolwiek się zdecydujecie warto przemyśleć co z czym pasuje i co Wam lepiej odpowiada. Aha, i gdzie to przypiąć ; D










poniedziałek, 24 listopada 2014

Pink YOURSELF -----> NOWY POST : D


RÓŻOWY HIPO NA WESELU : D



Czasy kiedy kobiety w ciąży, tym bardziej zaawansowanej, próbowały raczej zamaskować swój brzuch nosząc dość obszerne, workowate stroje już dawno przeszły do lamusa. I bardzo dobrze. Choć nie jestem za tym, aby ciężarne ubierały się w mega obcisłe ciuchy, to jednak nie uważam, aby trzeba było się zakrywać zakładając na siebie derkę dla konia. Kiedy byłam w 8 miesiącu ciąży byliśmy z mężem gośćmi na dwóch weselach. Na tym etapie byłam już trochę zmęczona moim brzuchem i trochę zdenerwowana tym, że nie mogę założyć ulubionych dżinsów, tylko ciągle noszę legginsy xxl oraz spodnie z tzw. panelem. Tęskniłam już wtedy trochę za tymi wszystkimi rzeczami, w które jeszcze niedawno się mieściłam…. Były czasami takie dni, że miałam kompletnie dość wszystkich ciuchów ciążowych i zakładałam po prostu dres, żeby pokazać światu jaka jestem niezadowolona ; P    Oczywiście jak byłam już na zwolnieniu. W związku jednak z tym, że dość długo chodziłam do pracy (bo do końca 8 miesiąca) musiałam wymuszać na sobie ubranie się w coś „lepszego” niż dres. I bardzo dobrze : )  W związku ze wspomnianymi dwoma weselami postanowiłam, że chcę wyglądać chociaż „jakoś” , więc zakupiłam sobie sukienkę. Różową, no bo jakże by inaczej ; )  , w  sklepie o nazwie Happy Mum, który bardzo polecam. Ceny nie są niskie, to fakt, jednak ich ubrania można nosić zarówno w ciąży jak i po. A jeśli szukacie sukienki na wesele dla kobiet w ciąży zaawansowanej (bo na samym początku, gdy brzuszek jest jeszcze mały można często z powodzeniem zmieścić się jeszcze w swoje „normalne” sukienki), to gwarantuję, że w tym właśnie sklepie znajdziecie coś dla siebie. Nie chcę się chwalić, ale mój wygląd (choć miałam wrażenie, że wyglądam jak hipcio :  ) ) wywołał lawinę (no dobra, może przesadzam z tą lawiną : P ) pozytywnych komentarzy : )  Możecie ocenić sami. Zdjęcia mnie-hipcia poniżej : D





piątek, 21 listopada 2014

WELON? A MOŻE JEDNAK…….FASCYNATOR? : )




W zasadzie kolejny post, czyli ten : )  miał być o tym, czy warto chodzić na lekcje tańca przed weselem, ale myślę, że przy okazji postów na temat pierwszego tańca wyczerpałam już temat. Przejdę więc do kolejnej rzeczy znajdującej się na mojej liście postów ślubnych, a mianowicie: welon czy fascynator? Dla tych, które nie wiedzą cóż to takiego ten fascynator już tłumaczę. To nic innego jak dawny stroik, po prostu : )  Stroiki nazywane są teraz fascynatorami, gdy są bardziej stylizowane na te, które noszą „wykwintne” Angielki, a w Anglii właśnie tak nazywa się taka ozdoba na głowę. A że my Polacy bardzo lubimy przejmować zagraniczne słownictwo to właśnie w ten sposób przejęliśmy też fascynatory : )  W którymś z wcześniejszych postów (a w sumie bardzo początkowych postów : ) ) powiedziałam, że jestem przeciwniczką welonów. Pani z salonu, która doradzała mi przy wyborze sukni twierdziła, że i tak na welon mnie namówi, ale byłam twarda : )  Skończyło się na fascynatorze, ale może o tym następnym razem. Teraz skupmy się na welonach. Dlaczego jestem ich przeciwniczką? Choć nie wiem czy „przeciwniczka” to dobre określenie – po prostu uważam, że źle dobrany welon wygląda tandetnie i może zepsuć całość. Moim zdaniem, choć nie jestem staroświecka, przy wyborze welonu jednak warto pokierować się wiekiem. Granica wieku, w której kobiety biorą ślub coraz bardziej się przesuwa – kiedyś „normalnym” było, żeby 20-latki wychodziły za mąż, a te które miały 25 lat i jeszcze nie miały męża uważane były za stare panny. Dzisiaj coraz więcej kobiet biorących ślub ma 30 lat i więcej i dzisiaj to jest „normalny” wiek na zamążpójście. Nie uważam przy tym, żeby istniała jakaś konkretna, ustalona granica wieku dla welonu. No bo jak to ustalić? Ja sama miałam 29 lat, gdy wychodziłam za mąż i stwierdziłam, że gdybym założyła welon to czułabym się trochę nieswojo. Każda kobieta musi jednak sama wiedzieć czy z taką „ozdobą” będzie się czuła dobrze.  Poza tym uważam, że welon naprawdę trzeba umieć dobrać do sukni. Niby nic, bo kawałek tiulu na głowie, a jednak dobranie go nie jest wcale takie proste.  Często właśnie rzeczy wydające się błahymi mogą stanowić bardzo istotny szczegół, który źle dopasowany może zaważyć na całości. Również z tego powodu wolałam z welonu zrezygnować. Nie chodzi absolutnie o to, że moja suknia była tak wspaniała, najpiękniejsza i w ogóle, że nie było welonu, który byłby jej „wart”. Pewnie po wielu poszukiwaniach i taki by się znalazł. Nie miałam kompletnie żadnej „wizji” ani pomysłu co mogłoby pasować.  Dodatkowo – akurat na welonie jakoś mi nie zależało. Wolałam więc dać sobie z tym spokój i skupić się na decydowaniu o doborze innych rzeczy, na których znam się o wiele lepiej : )

środa, 12 listopada 2014

PIERWSZY TANIEC cz. 3




Pomysł z połączeniem ze sobą w jedno kilku lub kilkunastu kawałków utworów i zatańczenie do każdego z nich osobnych układów wydaje mi się naprawdę ciekawą opcją. Tym bardziej, że można też dobrać te piosenki tak, aby dodatkowo odpowiednie ich połączenie „opowiadało”  historię, na przykład, poznania się pary młodej. Wystarczy tylko dobrze poszukać w dostępnym repertuarze. Zresztą na You Tube jest pełno tego typu filmików, z których można czerpać inspiracje. Trzeba tylko wiedzieć, które się do tego nadają. A niestety nie wszystkie są godne naśladowania. Widziałam jakiś czas temu filmik, w którym para młoda tańczyła właśnie do składanki kilku utworów. Szczerze mówiąc, nie rozumiem, dlaczego owy filmik miał tyle odsłon (bo około miliona). Ja nie dałam rady obejrzeć go do końca. Po pierwsze, nie zauważyłam, aby para młoda w ogóle była przygotowana do  zatańczenia w taki sposób – a dokładniej, większość utworów to było jakieś chodzenie i kiwanie się. Ten taniec był po prostu nudny! Po drugie, kompletnie nietrafiony dobór piosenek. Wybierając utwór  warto zwrócić uwagę nie tylko na melodię, ale i na słowa. Jak można zatańczyć do piosenki Celine Dion z Titanica, która mówi o tym, że: „ona za nim tęskni i on zawsze będzie w jej sercu, a teraz już go nie ma”? Albo do piosenki „Małgośka” Maryli Rodowicz, która jest o tym, że: „on odszedł do innej” (jeszcze rozumiem, że ktoś źle może dobrać piosenkę w innym języku,  ale po polsku?) Albo do piosenki Gotye, która jest o tym, że: „teraz ona jest dla niego osobą, którą on KIEDYŚ znał i teraz znać nie chce”? Nie wspomnę o piosence „Whisky” Dżemu. No błagam!!! To tak, jakby zatańczyć do piosenki „Windą do nieba” (zresztą zdaje mi się że również i ta piosenka  się pojawiła ). Niestety, po głębszym zastanowieniu się doszłam do wniosku, że mało widziałam w swoim życiu pierwszych tańców, które wywołały we mnie zachwyt. Widziałam takie, które były, podobno, wcześniej ćwiczone, a jednak wykonane krokiem „chodzonym” - żadnych elementów tańca. Inny taniec to było po prostu bujanie się -dosłownie!  Jeszcze inny polegał na  patrzeniu sobie na stopy… Może pierwszy taniec nie jest, według wielu, czymś najważniejszym w tym dniu (choć ja uważam, że jest to bardzo ważna kwestia), ale   odtańczenie jakby się chciało, a nie mogło mija się z celem. Tym bardziej, gdy jeszcze w tle słychać:  „ Mój piękny panie, ja go nie kocham…” ……………….


  


wtorek, 11 listopada 2014

PIERWSZY TANIEC cz. 2




Ta wymarzona, wyśniona piosenka to  „Halo” z repertuaru Beyonce. Jak już wspomniałam poprzednio, jest mi wyjątkowo bliska i bardzo ją lubię. Zmierzam ku temu, że aby nie tylko ładnie zatańczyć, ale też czuć się podczas tego pierwszego tańca komfortowo, warto wybrać taki utwór, w którym czujemy się dobrze. Taki, z którym mamy jakieś miłe wspomnienia. Taką piosenkę, która jest „naszą” piosenką. Nawet jeśli jest to utwór o miłości w dość szybkim tempie : )  „Moją i Michała” piosenką, która kojarzy nam się z momentem, w którym się poznaliśmy jest „My Love” z repertuaru Justina Timberlake’a. Nawet myślałam o zatańczeniu do tej właśnie piosenki, ale w końcu doszłam do wniosku, że trzeba by tu było zaprezentować jakieś kroki z „górnej półki”. Ja byłabym na to gotowa (w sensie na wiele godzin ćwiczeń oraz na zaprezentowanie się w taki sposób), ale mój mąż już niekoniecznie. Jest raczej nieśmiały i wszelkiego rodzaju „występy” nie są Mu na rękę : )))  Szczęście, że miałam  w zanadrzu inną piosenkę, która jest „naszą” : )  Można też zdecydować się na taniec dość niekonwencjonalny. Na przykład nasi znajomi zatańczyli sambę : )  Było widać, że ćwiczyli przed : ) Na czasie są też tańce, które składają się ze „zlepku” kilku różnych utworów zarówno szybkich jak i wolnych. Do każdego kawałka para młoda tańczy inny układ. Pamiętajcie, że zarówno w tym przypadku jak i przypadku samby, czy innego „profesjonalnego” tańca należy naprawdę dobrze się przygotować (co, wiem, powtarzam do znudzenia), czyli wziąć jednak nie jedną, ale co najmniej kilka lekcji. Taki pomysł ze składanką przeszedł również i przez moją myśl, ale po raz kolejny: dla mnie nie byłby to problem, ale dla Michała już raczej tak : ) Więc i z tą opcją się pożegnaliśmy. Ale nie żałuję : ) I lepiej, żeby  mój mąż również tak myślał ; D