środa, 31 grudnia 2014

Tym, które czekają na magiczne pytanie życzę, aby się doczekały - być może dzisiejszej Sylwestrowej nocy, jak ja dwa lata temu : D
Tym, które mają już wszystko zapięte na ostatni guzik i już tylko czekają na TEN DZIEŃ życzę cierpliwości - w końcu się doczekacie : )
Tym, które dopiero planują i będą brały się za organizację życzę mnóstwa inspiracji - najważniejsze, żebyście to Wy były zadowolone, nie inni.


WSPANIAŁYCH PRZYGOTOWAŃ I JESZCZE WSPANIALSZYCH ŚLUBÓW ORAZ MNÓSTWO SZCZĘŚCIA W NOWYM ROKU!!!!! :D

Kamila : )


niedziela, 28 grudnia 2014

KWIATY WE WŁOSACH…… : )




Dobra, to teraz trochę o fryzurze, która sprawia, że jak o niej myślę to moja wydaje mi się najbardziej profesjonalną i najpiękniejszą na całym świecie : )))  Dawno, dawno temu (ok, przesadzam trochę, może jakieś 15, 20 lat temu) dziewczynki, jak jeden mąż, czesały się do komunii w następującą fryzurę: „kitek” i rozpuszczone włosy, a całość dopełniały wykonane z zegarmistrzowską precyzją loczki-sprężynki. Do tego we włosy powpinane były małe spineczki-żabki w kształcie kwiatuszków. Słodkie : P     Zdarzało się też, że tu i ówdzie, czyli na czole lub po bokach wypuszczone były  pejsy równie misternie poskręcane jak cała reszta. I ok., o ile 9- letnim dziewczynkom jeszcze coś takiego można wybaczyć to już dziewczynkom 20- letnim i starszym już nie!! Aż chce się powiedzieć: Na litość Boską! Kobiety! Przepraszam, ale gdzie Wy macie oczy czesząc się na ślub w coś takiego? A są takie przypadki, bo sama widziałam…. Dzisiaj, w roku 2014, czyli „sto lat” po tamtych komuniach, kiedy takie uczesanie było najmodniejsze. Nie będę dalej komentować. To trzeba zobaczyć! Wtedy zrozumiecie co mam na myśli. Co do grzywki… Osobiście uważam, że fryzury ślubne z grzywką nie prezentują się ani dobrze, ani ładnie. Jak do tej pory natknęłam się na jedną ślubną fryzurę z grzywką, która rzeczywiście zrobiła na mnie wrażenie i w zasadzie stwierdziłam, że bez grzywki nie byłoby to samo. Ale to jeden przypadek na milion. Z reguły niestety nie wygląda to dobrze. Pół biedy jeśli grzywka jest jakoś zaczesana na bok. Gorzej kiedy jest to równiuteńka, sztywna, „ciężka” grzywka. Jednak – jak wszystko zresztą, ja tylko wyrażam swoją opinię -  jest to kwestia indywidualna . Jeśli macie grzywkę i nie wyobrażacie sobie „się jej pozbyć” na ten dzień, to Wasz wybór. Byle tylko nie robić na niej sprężynowych loczków i nie wpinać białych spinek – kwiatuszków. Bo inaczej gościom nie pozostanie nic innego jak zaintonować: „kwiaty na grzywce potargał wiatr…..”   : P


piątek, 26 grudnia 2014

GDZIE TE FRYZJERKI………….???




Zawsze myślałam, że dobór fryzury ślubnej wygląda tak: przychodzisz do salonu i pani fryzjerka najpierw „żywo” z Tobą dyskutuje o tym co ci się podoba, czego nie lubisz, itd. Dodatkowo jest zainteresowana jak  wygląda twoja suknia oraz jakie będziesz miała dodatki. I zaczyna się próbowanie….   Niestety akurat moja „przygoda” z doborem fryzury ślubnej nie wyglądała tak, jak to sobie wyobraziłam. Wygląda na to, że gdybym chciała, aby wszystko odbyło się według moich wyobrażeń musiałabym chyba poszukać salonu specjalizującego się w robieniu fryzur specjalnie na ślub. Nie wiem nawet czy są takie salony - pewnie raczej w dużych miastach. Uważam, że klientce - przyszłej pannie młodej -  powinno proponować się (proponować się, czytaj: zrobić, albo chociaż zademonstrować) kilka fryzur, nie tylko jedną. Rozumiem, że w momencie kiedy zapłaciłam za fryzurę próbną 70 zł nie było możliwości, aby za te pieniądze wykonać mi jeszcze co najmniej ze dwa uczesania - tzn., w tym salonie nie było takiej możliwości. Zapewne musiałabym zapłacić  jeszcze 2 razy po 70 zł. Uważam, że to głupie, bo przecież fryzjerki mogłyby pomyśleć i zrobić jakieś „pakiety” ślubne, czy coś tego typu, na przykład w cenie 120 zł 3 fryzury. Przecież te fryzury nie musiały by być uczesane tak „na sztywno” – bo wiadomo, że niektóre wymagają długiej, misternej roboty. Wystarczyłoby jakieś „luźne” zaprezentowanie konkretnej opcji, tak, aby panna młoda wiedziała jak mniej więcej prezentowałaby się w danym uczesaniu. Bardzo mi tego zabrakło.  „Moja” fryzjerka nawet jakoś nic specjalnego nie zaproponowała od siebie. Pokazałam jej zdjęcie mojej sukni w katalogu i stwierdziła, że zrobimy podobną fryzurę jaką ma modelka. A jak „googlowałam” szukając fryzjera, wyskoczyło mi, że jest ona  najlepsza w mieście Starogard…. Dzisiaj chyba nie poszłabym do tej samej fryzjerki, dlatego nie będę nawet wspominać u kogo byłam. Moja fryzura nie należała do tych z rodzaju tragicznych czy coś takiego. Nie czułam się w niej źle. Moim zdaniem fryzjerka nie dała z siebie wszystkiego. Uważam po prostu, że można było lepiej. Taka już jestem, że zawsze chcę, aby wszystko było nawet nie na 100, ale na 200 procent : )  Nie czułam, że ta pani rzeczywiście CHCE mi dobrać najbardziej odpowiednią dla mnie  fryzurę. Nie czułam „entuzjazmu”, prawdziwej chęci doradzenia. Doszłam do wniosku, że niestety nie każda fryzjerka, która super strzyże i jest w tym mistrzynią nadaje się do robienia fryzur na ślub. Tak uważam i zdania nie zmienię : )  Ogółem mówiąc, myślałam, że jak do salonu przychodzi przyszła panna młoda to robi się wszystko, aby wyszła maksymalnie zadowolona. Ja nie do końca poczułam, aby ktoś się mną zajął „na maxa”.

wtorek, 23 grudnia 2014

Pięknych, cudownych, radosnych, spędzonych w miłej, rodzinnej atmosferze Świąt Bożego Narodzenia !!! : D

Kamila





piątek, 19 grudnia 2014

FRYZURA ŚLUBNA




Bez wątpienia każda kwestia związana z wyglądem panny młodej jest baaardzo istotna : ))) Najważniejsza jest oczywiście suknia. Potem dopiero makijaż, fryzura oraz dodatki – choć nie wiem czy w takiej właśnie kolejności : )  Dzisiaj chciałabym poruszyć temat uczesania na ślub. Będę pisała głównie z perspektywy osoby, która nie potrafi zrobić nic ze swoimi włosami – no może oprócz wysuszenia ich na szczotce, wyprostowania prostownicą oraz związania w kucyk : P    W związku z tym, że w temacie stworzenia fryzury jakiejkolwiek jestem zielona, bardzo zależało mi na tym, aby trafić na kogoś, kto naprawdę dobrze mi doradzi. Czy byłam zadowolona z tego co też miałam na głowie? Chyba nie do końca. Ok, od początku. Jak zawsze w moim przypadku, wiedziałam raczej czego bym nie chciała, niż co bym chciała : )  Wiem oczywiście mniej więcej co mi pasuje, ale wiadomo, że wybór uczesania na tak ważny dzień to jednak mega trudność – no przynajmniej dla mnie. Wiedziałam, że na pewno nie chcę fryzury misternie „wyrzeźbionej” typu jakieś poprzekładane skrupulatnie pasma, itd. Myślałam o koku na czubku głowy, gdyż taka fryzura ładnie wysmukła szyję, ale zrezygnowałam, bo: po pierwsze, raz fryzjerka zrobiła mi taką fryzurę i, choć wyglądam dobrze we włosach wysoko związanych, wtedy wyglądałam jak babcia Józia z serialu Plebania (już go nie grają tak przy okazji : ) )   Można więc powiedzieć, że odrzucenie tej fryzury było wynikiem tzw.” urazu” czy też „traumy” z przeszłości. Po drugie, mam zakola, które „na żywo” jakoś nie rzucają się w oczy, natomiast na zdjęciach są dość widoczne (bo wiadomo, że zdjęcia niemiłosiernie uwidaczniają wszelkie mankamenty). Nie  są to wprawdzie takie zakola jak u starszych (lub nawet młodszych – bez urazy) panów. Po prostu mam jakby takie prześwity, czy też miejsca, w których te włosy są takie cieniutkie jak u dziecka. Dlatego na żywo nie ma z tego tragedii, ale już na zdjęciach wygląda trochę jakbym miała tam rzeczywiście łyse czy wygolone : ))) Od razu więc zapodam taką sugestię: zwracajcie uwagę na to, w czym Wam dobrze i w czym się dobrze czujecie, ale także na to jak dana fryzura prezentuje się na zdjęciu. Zdecydowałam się w końcu na fryzurę „luźną”, bez jakiegoś mega tapiru, coś na styl romantyczny, niż „sztywno uklepany”. Fryzura pasowała mi, dobrze się w niej czułam, ale mam wrażenie, że można było lepiej - jakbym tak bardziej precyzyjnie miała określić swoje zadowolenie. Nie do końca jestem zadowolona z usług fryzjerskich, ale o tym napiszę w następnym poście. A także o tym jakiej fryzury NA BANK bym sobie nie zrobiła (do tego stopnia, że wolałabym iść w kucyku),  a także o grzywce: jeśli ją mamy zostawić „na czole” czy zaczesać tak, aby jej nie było.


wtorek, 16 grudnia 2014

MANICURE




Tym razem zostawmy temat pogody daleko w tyle i zajmijmy się sprawami bardziej istotnymi, czyli tymi, które dotyczą wyglądu panny młodej w tym najważniejszym dla większości z nas dniu : )))  Tym z Was, którym mozolnie zapuszczane na jakąkolwiek imprezę paznokcie łamią się w najmniej oczekiwanym momencie chciałabym przekazać dobrą wiadomość, chociaż pewnie Ameryki nie odkryję. Po pierwsze, istnieją specjalne małe taśmy,  którymi  można skleić złamany paznokieć, nie trzeba się więc martwić, że z nici z pięknego manicure. Jest też druga opcja. W związku z tym, że dzisiaj moda paznokciowa to raczej trend  na krótkie, a nie na długie paznokcie, można spokojnie pójść do kosmetyczki, aby wyrównała całą resztę : ))) Wprawdzie w takim wypadku musimy się pożegnać z wymarzonym frenczem (jeśli oczywiście są  jeszcze panny młode, którym na nim zależy – napisałam „jeśli”, bo dzisiaj podobno francuski manicure jest passe), ale możemy zaszaleć z kolorem : ))) Ok., skoro problem „złamał mi się paznokieć i co teraz” już z głowy, przejdźmy dalej : )))  Francuski manicure doda szyku każdego rodzaju paznokciom – choćbyśmy twierdziły, że nasze są beznadziejne. Kolor natomiast lepiej prezentuje się na krótkich paznokciach jeśli nasza płytka jest dość szeroka. Przy paznokciach z małą płytką ich długość jest nieważna dla koloru. Pamiętajmy, że kolory perłowe „powiększają” paznokcie i dodatkowo, jeśli mamy tzw. bruzdy na płytce, uwidocznią je. Kolor na paznokciach wcale nie musi być „związany” z kolorem przewodnim wesela czy też z kolorem,  na przykład bukietu. Gdybym ja zdecydowała się na kolor, nie na frencz to oczywiście byłby on bladoróżowy w nawiązaniu do butów i bukietu właśnie, no i całej kolorystyki (no bo gdzież by tu w moim przypadku jakieś odstępstwo zrobić : P )  Jednak uważam, że nie trzeba jakoś bardzo dopasowywać koloru paznokci do reszty. Nawet, tak po dłuższej chwili zastanowienia, stwierdzam, że chyba jednak moja opcja „trzymania się” kolorystyki wesela byłaby nudna. Tak, zdecydowanie.  Więc może warto zastanowić się nad miętowymi paznokciami nawet jeśli kolorem przewodnim jest czerwień? Najważniejsze są po prostu wypielęgnowane paznokcie i dłonie – a wtedy każdy manicure wygląda pięknie.  Tym z Was, które jednak ostaną przy klasyce (czyli frenczu) chciałabym powiedzieć, że nie ważne czy jest to akurat manicure trendy czy nie. Prawda jest taka , że współgra pięknie z suknią, a przy tym paznokcie wyglądają elegancko i świeżo. Co nie oznacza, że przy pomalowaniu ich na konkretny kolor są „nieświeże” : P    Decyzja jak zawsze należy do Was, a Wy same najlepiej wiecie co dobrze wygląda na Waszych paznokciach. A więc klasyka czy do wyboru, do koloru? : D


piątek, 12 grudnia 2014

LISTOPAD




Wprawdzie listopad jest już za nami, co jednak zaszkodzi wspomnieć o tym miesiącu przy okazji grudnia? : ) Pamiętam jak któregoś dnia (listopadowego) byłam na spacerze z moją córeczką. Był to sam początek miesiąca. Było tak ładnie – niby już chłodno, ale jednak słońce świeciło, kolorowe liście leżały na chodnikach i myślałam sobie, że tak naprawdę nie przypominam sobie, by listopad kiedykolwiek był taki piękny. Pomyślałam też, że taki mógłby być cały i zawsze, bo zazwyczaj jest jednak dość ponury i pochmurny. Kojarzy mi się tylko z deszczem i rozmokłymi liśćmi – już wolę siarczysty mróz : )  Idąc z wózkiem tegoż pięknego dnia zaczęłam się zastanawiać czy dużo jest par, które biorą ślub w tym miesiącu. Twierdziłam też, że jeśli są tacy, którzy zdecydowali się na ślub w któryś z pierwszych dni listopada tego roku to mieli naprawdę dużo szczęścia jeśli chodzi o warunki pogodowe. Listopad nie jest popularnym miesiącem. Mało kto bierze pod uwagę właśnie ten czas planując datę ślubu. Podejrzewam, że wcale nie jest to spowodowane brakiem sławnej litery „r” w nazwie - myślę, że ten przesąd już dawno odszedł do lamusa. Uważam, że jednak większość osób ma podobne do moich skojarzenia z listopadem - po prostu pochmurna, smutna aura. Z kolei ślub to pozytywne konotacje i taką też chcemy mieć pogodę w tym dniu – „pozytywną” : ))) Prawda jest taka, że nawet latem nie wiemy czy nie będzie „brzydko” i nie spadnie deszcz, nie zerwie się wiatr. Jednak w porach roku, które teoretycznie powinny zaszczycić nas ciepłą, piękną pogodą, pogoda „brzydka” wcale nie „prezentuje się” tak źle. Warto zwrócić uwagę , że tak rzadko oblegany miesiąc ma swoją zaletę – bardzo łatwo znaleźć wolną salę i terminy u kamerzystów, zespołów itd. : ) Więc jeśli ktoś planuje zorganizować ślub w dość szybkim tempie to może warto zastanowić się nad tą opcją? Wszak, koniec końców,  nie pogoda powinna być najważniejsza : )