piątek, 19 grudnia 2014

FRYZURA ŚLUBNA




Bez wątpienia każda kwestia związana z wyglądem panny młodej jest baaardzo istotna : ))) Najważniejsza jest oczywiście suknia. Potem dopiero makijaż, fryzura oraz dodatki – choć nie wiem czy w takiej właśnie kolejności : )  Dzisiaj chciałabym poruszyć temat uczesania na ślub. Będę pisała głównie z perspektywy osoby, która nie potrafi zrobić nic ze swoimi włosami – no może oprócz wysuszenia ich na szczotce, wyprostowania prostownicą oraz związania w kucyk : P    W związku z tym, że w temacie stworzenia fryzury jakiejkolwiek jestem zielona, bardzo zależało mi na tym, aby trafić na kogoś, kto naprawdę dobrze mi doradzi. Czy byłam zadowolona z tego co też miałam na głowie? Chyba nie do końca. Ok, od początku. Jak zawsze w moim przypadku, wiedziałam raczej czego bym nie chciała, niż co bym chciała : )  Wiem oczywiście mniej więcej co mi pasuje, ale wiadomo, że wybór uczesania na tak ważny dzień to jednak mega trudność – no przynajmniej dla mnie. Wiedziałam, że na pewno nie chcę fryzury misternie „wyrzeźbionej” typu jakieś poprzekładane skrupulatnie pasma, itd. Myślałam o koku na czubku głowy, gdyż taka fryzura ładnie wysmukła szyję, ale zrezygnowałam, bo: po pierwsze, raz fryzjerka zrobiła mi taką fryzurę i, choć wyglądam dobrze we włosach wysoko związanych, wtedy wyglądałam jak babcia Józia z serialu Plebania (już go nie grają tak przy okazji : ) )   Można więc powiedzieć, że odrzucenie tej fryzury było wynikiem tzw.” urazu” czy też „traumy” z przeszłości. Po drugie, mam zakola, które „na żywo” jakoś nie rzucają się w oczy, natomiast na zdjęciach są dość widoczne (bo wiadomo, że zdjęcia niemiłosiernie uwidaczniają wszelkie mankamenty). Nie  są to wprawdzie takie zakola jak u starszych (lub nawet młodszych – bez urazy) panów. Po prostu mam jakby takie prześwity, czy też miejsca, w których te włosy są takie cieniutkie jak u dziecka. Dlatego na żywo nie ma z tego tragedii, ale już na zdjęciach wygląda trochę jakbym miała tam rzeczywiście łyse czy wygolone : ))) Od razu więc zapodam taką sugestię: zwracajcie uwagę na to, w czym Wam dobrze i w czym się dobrze czujecie, ale także na to jak dana fryzura prezentuje się na zdjęciu. Zdecydowałam się w końcu na fryzurę „luźną”, bez jakiegoś mega tapiru, coś na styl romantyczny, niż „sztywno uklepany”. Fryzura pasowała mi, dobrze się w niej czułam, ale mam wrażenie, że można było lepiej - jakbym tak bardziej precyzyjnie miała określić swoje zadowolenie. Nie do końca jestem zadowolona z usług fryzjerskich, ale o tym napiszę w następnym poście. A także o tym jakiej fryzury NA BANK bym sobie nie zrobiła (do tego stopnia, że wolałabym iść w kucyku),  a także o grzywce: jeśli ją mamy zostawić „na czole” czy zaczesać tak, aby jej nie było.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz