niedziela, 28 lipca 2013

HISTORIA PEWNEJ RESTAURACJI cz. 1



Tak jak obiecałam tym razem opowiem Wam o pewnej „kryzysowej” sytuacji, która przydarzyła się mi i mojemu narzeczonemu. Nikomu nie życzę takiego rozwoju wydarzeń, o jakim zaraz opowiem, mimo że udało nam się wszystko opanować. Uważam , że nie ma sytuacji bez wyjścia, i że zawsze jest jakieś rozwiązanie, jednak stres związany z tym co się stało był po prostu okropny. W poprzednim poście radziłam, aby zaraz po zaręczynach oraz podjęciu decyzji dotyczącej daty ślubu rozpocząć jak najszybciej poszukiwania odpowiedniego lokalu. Tak też zrobiliśmy ja i mój (jeszcze wtedy :) ) narzeczony. Jeździliśmy cały dzień po restauracjach, lokalach, hotelach w naszej najbliższej okolicy.  Pierwsza restauracja, którą odwiedziliśmy nazywała się K2 (mieści się w Borzechowie, małej miejscowości niedaleko Starogardu Gdańskiego). Jak zobaczyłam ich salę, od razu wiedziałam, że bardzo chciałabym, aby nasze wesele odbyło się właśnie tam . Na pytanie o wolne terminy usłyszeliśmy, że niestety nic wolnego nie mają ani na ten rok, ani na następny, dopiero na 2015. Już mieliśmy wychodzić nieco zawiedzeni, ale poproszono nas, abyśmy poczekali chwilę. Usłyszeliśmy, że jednak jest jeden termin wolny na 2013 rok – 22 czerwca – bo jakiś czas temu pewna para zrezygnowała z niego, ponieważ zdecydowali się zrobić wesele w przyszłym roku. Poprosiliśmy o „chwilę” namysłu, gdyż był to dopiero początek  naszych przygotowań i nie mieliśmy jeszcze rozeznania  jak z terminami u fotografów, kamerzystów, zespołów, itd., więc chcieliśmy się też zorientować w tych kwestiach zanim podejmiemy decyzję. Udało nam się załatwić zespół, kamerzystę, fotografa oraz księdza w dwa dni (sic!) – tak więc po rozpoczęciu „działań” w dniu drugi stycznia, czwartego mieliśmy już pozałatwiane to co najważniejsze. Wymagało to od nas naprawdę wielkiego samozaparcia i duuuużo czasu spędzonego w samochodzie i na telefonie, ale udało się (dokładniej opowiem o poszukiwaniach zespołu, itd. w kolejnych postach). Potwierdziliśmy więc termin w restauracji i wpłaciliśmy zaliczkę. I w ten oto sposób szczęśliwi odetchnęliśmy, że możemy zacząć dalszą część przygotowań, aż do pewnego dnia na koniec stycznia, kiedy to dostałam telefon od menadżera restauracji K2, że termin, który mamy u nich zarezerwowany jednak nie jest „nasz”, bo im się pomyliło i tamta para, o której nam wspominali wcale nie zrezygnowała………….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz