środa, 31 lipca 2013

WEŹ SIĘ W GARŚĆ, czyli zaczynamy od początku


Nie wiem jak Wy reagujecie na sytuacje stresowe, ale ja zawsze, zanim dojdę do wniosku, że na pewno znajdę jakieś rozwiązanie,  muszę trochę polamentować i poużalać się nad sobą. Zdarza mi się myśleć, że problem, który mnie spotyka to prawie koniec świata – oczywiście nie w sytuacjach kiedy na przykład łamie mi się paznokieć ; ), bez przesady – jednak pozbawienie nas sali weselnej rzeczywiście było dla mnie prawie końcem świata. Moje "umartwianie się" nad tym co nam się przydarzyło nie trwało jednak zbyt długo, po pierwsze dlatego, że bardzo chciałam, aby ślub odbył się jeszcze w tym roku, więc byłam świadoma, że jak najszybciej trzeba podjąć jakieś  działania. Po drugie, mój cudowny, najukochańszy mąż kazał mi się wziąć w garść – i tak też zrobiłam :) (nie zawsze jestem taka posłuszna ;P ) Moje Drogie Przyszłe Panny Młode, jeśli spotka Was podobna sytuacja – czego absolutnie nie życzę nikomu, to – jak radzą psycholodzy i inni doradcy z poradników o stresie - najważniejsze jest, aby zachować tzw. zimną krew i spokój. Jestem świadoma że nie zawsze udaje się trzeźwo myśleć i od zaraz szukać nowego rozwiązania, ale trzeba przynajmniej próbować. Tak przy okazji muszę Wam powiedzieć, że nigdy w życiu bym nie pomyślała, że takie sytuacje mogą się zdarzyć. Myślałam, że lokal, który oferuje wynajem sali na wesele prowadzi solidnie swoją dokumentację i nie ma szans na pomyłki. A jednak. Wiecie, że naszemu kamerzyście i jego żonie „wypowiedziano” salę na trzy dni przed ślubem? Powiedział mi to jak opowiedziałam Mu naszą historię. Nie skomentuję już dalej.
Ok, wracając do tematu, więc wzięłam się w garść : ) i zaczęliśmy poszukiwania od początku. Najistotniejszym było, aby rozejrzeć się za nowym lokalem jak najszybciej plus trzeba było być w ciągłym kontakcie z kamerzystą, fotografem i zespołem – tzn. jak tylko pojawiały się jakieś nowe propozycje terminu, to od razu wykonywaliśmy telefon do naszych „usługodawców” z pytaniem czy   odpowiadałby im.  Wcześniej (tzn. przy „pierwszych” poszukiwaniach) zdążyliśmy już odwiedzić sporą ilość miejsc, gdzie można zrobić wesele, więc mieliśmy rozeznanie w wyglądzie sal, ilości osób jaką pomieszczą, itp. To nam ułatwiło ponowne poszukiwania, bo od razu mogliśmy wyeliminować te sale, które na przykład były za małe na naszą liczbę gości lub nie mieściły się w naszym budżecie. W końcu udało się! Znaleźliśmy wymarzone miejsce na wesele : ) w miejscowości Szarlota k. Kościerzyny. Po prostu nie mogliśmy trafić lepiej!  (na pewno będę to miejsce wychwalać jeszcze nie raz na blogu, aż do znudzenia ;P ). Zresztą zobaczcie sami – link pod postem. Wszyscy od momentu tej historii z K2 powtarzali mi, że „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”.   Powiem Wam, że dzięki temu  uwierzyłam, że na pewno nie pożałuję „straty”  tamtej miejscówki.  Rzeczywiście - nie żałuję ani trochę. Powiem nawet więcej – dzisiaj jestem wdzięczna za to, że tak się wszystko potoczyło. Właśnie tak a nie inaczej. :D



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz