Przy okazji organizowania ślubu trzeba liczyć się z tym, że mogą pojawić się małe nieporozumienia nie tylko między młodymi, ale także między
młodymi oraz ich rodzicami. Jedną z takich kwestii spornych jest niewątpliwie
ta dotycząca rozmieszczenia gości przy stole. Wprawdzie dzisiaj coraz częściej
przyszli małżonkowie mogą pozwolić sobie, aby w całości opłacić zorganizowane
przez siebie wesele, to jednak są jeszcze pary, które muszą skorzystać ze
wsparcia rodziców jeśli chcą się pobrać. I w takich przypadkach rodzice często nie tylko chcą mieć wkład
finansowy w całe przedsięwzięcie, lecz także niejako „w zamian” żądają
możliwości wtrącania się. Nie w każdym przypadku tak to wygląda, bo jednak są też
i tacy rodzice, którzy wychodzą z
założenia, że „róbcie co chcecie, pieniądze dostaniecie” : P W
sytuacjach „konfliktowych” najlepiej poszukać kompromisu i zrobić wszystko, aby
obie strony były zadowolone. Bo choć to nasz ślub, uważam jednak, że powinniśmy
też trochę zrozumieć naszych rodziców. Nie zawsze z ich strony jest to wtrącanie
się dla samego wtrącania. Oni po prostu chcą czuć się potrzebni i chcą
uczestniczyć w przygotowaniu tak ważnego w naszym życiu wydarzenia. Ok.,
zajmijmy się teraz pierwszą „kwestią
stołową”. Winietki, o których już jakiś
czas temu pisałam - decydować się na nie
czy nie? Niektóre pary lub ich rodzice uważają, że takie „nakazywanie” gościom,
gdzie maja usiąść jest, nazwijmy to, nie
fajne. Ale dlaczego? Rzeczywiście niektórzy goście mogą być niezadowoleni z
tego, koło kogo siedzą, czy też gdzie siedzą – tak, tak, są osoby, którym, jak to się mówi, nie dogodzisz i potrafią obgadać
cię za plecami tylko dlatego, że siedzieli nie w tym końcu stołu co by chcieli
: / Jak zawsze, radzę, by nie przejmować się tymi,
co to namiętnie lubią obgadywać innych. Przecież po kilku głębszych i tak każdy
ma miejsce wszędzie : P Poza tym w przypadku opcji „bez winietek” również możemy trafić na nieciekawe, z
naszego punktu widzenia, miejsce. Dzięki winietkom unikniemy chaosu, który
powstaje w momencie, gdy goście po wejściu na salę praktycznie rzucają się do
stołów jak stado dzikich zwierząt i krzyczą do siebie „Eeee, Ziutek, tu mam dla
nas miejsce, może być?” Albo kobiety,
które zwinnie zarzucają swoje torebki na cztery krzesła obok siebie : ) Widziałam
takich „akcji” już wiele i zawsze kołatała mi się w głowie jedna myśl: „Dlaczego
młoda para nie zdecydowała się na skorzystanie z winietek?” Co tu dużo mówić,
zazwyczaj młodzi dobrze orientują się w kwestii kto za kim nie przepada, więc mogą
tak „pomanipulować” winietkami, żeby ci co patrzeć na siebie nie mogą się nie
widzieli : P A może właśnie
zaryzykować posadzenie osób patrzących na siebie spode łba blisko siebie i
zobaczyć co z tego wyniknie? Może całkiem nowa relacja : ) I to dzięki nam : D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz