Skoro już jesteśmy przy imprezach (ostatnie posty były o
wieczorach panieńskich) to zostańmy przy tej tematyce jeszcze chwilę : ) W zasadzie cały blog jest o imprezie – jakby nie
patrzeć ; P Nie wszystkim znany i nie wszędzie
w Polsce praktykowany – polterabend.
Zwyczaj wywodzący się z Niemiec, który w naszym kraju najbardziej popularny
jest na Kaszubach, Kociewiu (z którego pochodzę) oraz na Górnym Śląsku, Ziemi
Chełmińskiej i w okolicach Poznania. Znany również w innych regionach pod nazwą „tłuczenie butelek” - po prostu. Polter znaczy hałas, Abend
to natomiast noc. Wyraz ten można więc przetłumaczyć nie inaczej jak „hałaśliwa noc” i nie będzie to nic co mijałoby się z prawdą
: ) Teoretycznie na polter przybywają ludzie, którzy nie są zaproszeni na wesele:
sąsiedzi, znajomi, dalsza rodzina itp. Napisałam teoretycznie, gdyż w praktyce nie oznacza to wcale, że nie przychodzą także
i goście weselni lub, że nie są mile widziani. Każdy kto zechce przyjść jest
mile widziany. Musi „tylko” potłuc szkło (i nie tylko – czasami latają też
kineskopy – na przykład u nas na polterabendzie
poleciało ich chyba 6 : ) ) , które to powinno zostać posprzątane przez panią
młodą, oraz napić się wódki, którą
częstuje pan młody : ) Zazwyczaj „cała
impreza” odbywa się na podwórku – chyba, że mamy zimę – gdzie pod gołym niebem,
przy rozstawionych stołach siedzą goście. Nierzadko taka zabawa kończy się
tańcami : ) Dobrym pomysłem jest
wynajęcie namiotu bankietowego – koszt około 400 zł – przynajmniej w naszej
okolicy. Zwyczajowo polter odbywa się
w dzień poprzedzający wesele, czyli najczęściej jest to piątek. Nasz oczywiście
odbył się w czwartek, gdyż – jak pewnie Ci którzy śledzą mojego bloga wiedzą – ślub
miał miejsce w piątek. Słyszałam też, że ostatnio dość często polterabend urządzany jest na tydzień przed weselem. Nie trzeba wtedy (i
w zasadzie w ogóle nie trzeba) wysyłać
specjalnych zaproszeń. Wierzcie mi, wystarczy powiedzieć kilku osobom, a już cała
reszta informacji rozniesie się z prędkością światła : ) Myślę, że jest to dobry pomysł, zważywszy na
fakt, że czasami goście niejako „zapominają”, że przecież w dniu następnym para
młoda ma mnóstwo spraw do ogarnięcia, dodatkowo trzeba wstać dość wcześnie plus
stres. Tymczasem niektórzy mogliby siedzieć i siedzieć… Uważam, że można w
takim przypadku podjąć „delikatne” próby
zakończenia imprezy. To para młoda jest w tym czasie najważniejsza i
nieszanowanie ich zdania, próśb czy brak wyrozumiałości są nie na miejscu. A
tymi, którzy przypadkowo obrażają się za wyproszenie ich z imprezy nie ma co
się przejmować. Pewnie i tak niewiele będą pamiętać : ) Nasz polter - na szczęście - skończył się o ludzkiej porze,
bo jakoś przed północą. U mojej siostry natomiast było już trochę gorzej, gdyż biesiadnicy
zabalowali do 2 w nocy! I pewnie trwałoby to jeszcze dłużej, gdyby nie
interwencja pewnej osoby. Także uważam, że warto rzeczywiście przemyśleć
kwestię zrobienia wspomnianej imprezy jednak tydzień szybciej (sama się
zastanawiam dlaczego ja na to nie wpadłam : ) )
Można się wtedy na spokojnie
bawić i przede wszystkim pani młoda nie musi się martwić, że na drugi dzień
będzie miała worki pod oczami : ) Bo co
jest najważniejsze dla kobiet biorących ślub? Tym, którzy jeszcze tego nie
wiedzą udzielam poprawnej odpowiedzi: oczywiście piękny wygląd : D
A u nas pan młody zamiatał : ) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz