Jeśli myślicie Drogie Panie, że tym razem zamieściłam posta
o tematyce interesującej raczej Waszych partnerów niż Was, to jesteście w
błędzie : ) Wszak nie o tirach będzie dzisiejszy wywód : ) Dzisiejszy temat jest mi dość bliski, gdyż niedawno sama
zostałam mamą. W zasadzie czasy kiedy kobietę, która zaszła w ciąże nie będąc
żoną, wytykano palcami minęły już (chyba) bezpowrotnie. Przynajmniej mam taką
nadzieję. Dlaczego ta kobieta, która zachodzi w ciążę nie będąc mężatką ma być
„gorsza” od tej, która ma męża? Matka to matka, dla dziecka najważniejsze jest
to, aby je kochała, nie to, aby miała obrączkę na palcu. Niestety czasami
jeszcze słychać grzmiące głosy oraz widać krzywe spojrzenia ludzi, dla których
nie do wyobrażenia jest fakt posiadania dziecka bez ślubu. Kiedyś było tak, że
jak tylko okazało się, że kobieta jest w
ciąży załatwiało się ślub w najszybszym terminie, tak aby jeszcze nie było
widać „brzuszka”. Dziecko musiało urodzić się w małżeństwie. Nastały czasy,
których parom już się tak nie śpieszy – kiedy okazuje się, że spodziewają się
potomka, a nie są jeszcze małżeństwem, już rzadko kiedy decydują się na
zorganizowanie ślubu w pośpiechu. I bardzo dobrze. Przyznam, że ja będąc w ciąży
nie raz myślałam o tym, co bym zrobiła, gdybym rzeczywiście zaszła w nią kiedy
byliśmy jeszcze z moim mężem narzeczeństwem.
Myślę, że wybralibyśmy jedno z dwóch rozwiązań. Albo wzięlibyśmy ślub cywilny,
w gronie – dosłownie - rodzinnym, z uroczystym obiadem po ceremonii. Albo nie
bralibyśmy w ogóle ślubu i poczekali z tym aż ja urodzę, dojdę po porodzie do
siebie i będę gotowa na przygotowania. Wprawdzie z małym dzieckiem mogłabym nie
mieć tyle czasu na te wszystkie „ceregiele”, długie siedzenie przed komputerem,
objeżdżanie zespołów, kwiaciarni, jubilerów, itd., ale uważam, że jak się chce
to można. Szczególnie dzisiaj – w dobie Internetu, kiedy tak wiele można
załatwić nie wychodząc z domu. No tak, tylko trzeba mieć jeszcze czas, żeby do
tego Internetu zasiąść, a z moim dzieckiem mogłoby to być rzeczywiście ciężkie,
gdyż Liliana, choć ma dopiero pół roku, daje się swoją żywotnością we znaki : )
W sumie to chyba nie tylko dziwię się parom, które ze względu na dziecko
decydują się na zorganizowanie ślubu na prędce, ale też trochę podziwiam.
Dlaczego? Głównie chodzi mi o panie. Wiadomo, że w ciąży bywa różnie. Jedna
kobieta przechodzi ją bez żadnych problemów, inna niestety już tak łatwo nie
ma. Słyszałam nawet historię, w której to pani młoda zaraz po wyjściu z
kościoła uciekła na bok, bo chwyciły ją mdłości i zwymiotowała. Ja akurat
żadnych większych „rewolucji” nie przechodziłam, ale na przykład w pierwszym
trymestrze chodziłam strasznie zmęczona. Ciągle byłam senna, nie miałam po
prostu ani grama energii. Nie wspomnę, że spać chodziłam między 21 a 22 – u mnie
to bardzo szybko, gdyż zazwyczaj kładę się o godzinie 23:30. Nie wyobrażam więc
sobie zabawy na weselu do białego rana. A chyba głupio byłoby nie wytrwać na
własnej imprezie : ) Nie wspomnę o tym,
że (choć może nie powinnam o tym pisać : ) ) chciałam też wypić na własnym
weselu : ) Jest jeszcze kwestia wyglądu.
Oczywiście nie chodzi mi o to, że kobiety w ciąży wyglądają źle. Przecież to
taki piękny czas w życiu każdej niewiasty. I wiem też, że – jak w kwestii mdłości i samopoczucia - również z
tyciem wygląda to różnie. I znowu – w moim przypadku było tak, że już na samym
początku przytyłam 3 kilogramy i od razu, momentalnie, straciłam talię. Wiem
więc, że tylko i wyłącznie wściekałabym się, że muszę założyć suknię, która nie
podkreśli, ale zatuszuje to i owo. Pamiętajmy, aby w tym przypadku (jak w każdym
innym z resztą, jednak ten jest dość wyjątkowy) nie słuchać innych, tylko samej
(samych) siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz