wtorek, 30 września 2014

KUPIĆ, ODKUPIĆ, WYPOŻYCZYĆ……




Oto jest pytanie : ) Na pewno każda forma nabycia sukni ma zarówno swoje wady jak i zalety. To, na którą się zdecydować powinno zależeć przede wszystkim od naszych preferencji oraz budżetu jaki chcemy przeznaczyć na kreację. Najtańszą opcją jest odkupienie sukni od kogoś innego. Można znaleźć kiecki nawet w cenie 400 zł. Zazwyczaj, w tym przypadku, należy jeszcze doliczyć sobie koszty przeróbek – ciężko jest trafić na kogoś kto ma taką samą figurę jak my, a pamiętajmy, że zawsze dana suknia jest dopasowywana do konkretnej panny młodej. Można oczywiście mieć to szczęście, że okaże się, iż żadne przeróbki nie będą konieczne. Tylko się cieszyć : ) W przypadku odkupienia sukni musimy też brać pod uwagę fakt, że może być lekko „sfatygowana”. Oprócz tego, że możemy trafić na kogoś, kto próbuje nam sprzedać suknię nie poddaną wcześniej czyszczeniu- chociaż uważam, że próba sprzedaży nie wyczyszczonej sukni to już szczyt bezczelności – to dodatkowo suknia może posiadać uszkodzenia. Które, bądź co bądź, również powinny zostać „załatane” przed sprzedażą lub chociaż kupujący powinien zostać o nich poinformowany. Najdroższą z opcji jest oczywiście kupno sukni. W tym przypadku „po wszystkim”  powstaje problem co z nią zrobić. Tzn. wiadomo - najlepiej odsprzedać, ale trzeba to zrobić w miarę krótkim czasie od daty ślubu, gdyż z każdym dniem cena sukni po prostu spada. Pamiętajmy, że kolekcje zmieniają się bardzo szybko.. Poza tym jest jeszcze kwestia sentymentu. Znam osoby, którym ciężko jest się „pozbyć” takiej „pamiątki” : )  Na przykład moja siostra, która swoją suknię „sprzedaje” już dwa lata (i raczej już jej nie sprzeda : P ) Pewnie gdybym i ja miała „swoją” Nantezę na własność to również byłoby mi ciężko się z nią rozstać, mimo, że rozum podpowiadałby, że i tak już w niej nigdzie nie pójdę : P   A po co trzymać w szafie coś, w  czym się nie chodzi? Cóż, należy szybko wyzbyć się wszelkich sentymentów i  wziąć sprawy w swoje ręce. Opcją pośrednią jest wypożyczenie, na które zdecydowałam się ja  Na kupno „mojej” sukni nie byłoby mnie stać. Kosztowała  3 400 zł. Wypożyczenie natomiast 1800 zł. Różnica jest, prawda? Oczywiście przed wypożyczeniem pani pobrała kaucję (kwota 1800 to kwota z już wliczoną kaucją) na wypadek różnych uszkodzeń, a wiadomo że tych nie da się raczej uniknąć. W zasadzie „moja” suknia wróciła do salonu w bardzo dobrym stanie, miała tylko lekko zaciągnięty tiul na spódnicy. Tak więc większa część kaucji wróciła do mnie  : ) Minusem wypożyczenia jest na pewno to, że należy pospieszyć się z sesją ślubną. Ja swoją suknię musiałam oddać w poniedziałek do godziny 12:00, tak więc sesję musieliśmy zrobić najpóźniej w niedzielę. Innym minusem jest to, że podczas sesji nie można szaleć Jeśli więc marzymy o kąpielach w morzu lub w błocie : P   to w sukni wypożyczonej nie ma na to szans. Takie rzeczy tylko i wyłącznie w sukni, którą kupiłyśmy na własność. A więc, drogie panie, błoto czy nie : ) To jest dopiero pytanie : D







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz