środa, 23 lipca 2014

SYTUACJE KRYZYSOWE




Każda przyszła panna młoda, oprócz tego, że w dniu ślubu chce wyglądać pięknie, chce także, aby wszystko przebiegało idealnie i bez „zakłóceń”. Musimy jednak mieć na uwadze fakt, że zawsze może zdarzyć się coś, czego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Również (i niestety) w tak ważnym dla nas dniu. W zasadzie jak przypomnę sobie przebieg własnego dnia ślubu to stwierdzam, że nie zdarzyło się raczej nic szczególnie „kryzysowego”. Pamiętam tylko trzy „małe” sytuacje, nazwijmy to, z lekka problemowe. Pierwsza z nich to źle, jak się okazało, przypięte butonierki w tym ta najważniejsza, czyli mojego męża. Mieliśmy jednak szczęście – w momencie kiedy przyjechaliśmy do kościoła to akurat firma odpowiedzialna za jego ustrojenie oraz za butonierki właśnie szykowała się do odjazdu.  Pani z kwiaciarni rzuciła swym profesjonalnym okiem na mojego męża i zauważyła owy mankament. Natychmiast poprawiła butonierki wszystkim panom : ) Gdybyśmy jej nie spotkali to pewnie do końca wesela mój tata, teść, świadek oraz mąż paradowaliby z nie tak przypiętymi kwiatkami : P  Inna sytuacja to był moment kiedy nasz fotograf chciał nam zrobić trochę zdjęć na terenie ośrodka. Koło 21:00 wyszliśmy więc w plener. Wszystko trwało dłużej niż myśleliśmy (a miało trwać z pół godziny), a na 22:00 był zaplanowany tort. Przyszliśmy oczywiście później niż należało. Na szczęście przecież tylko my i obsługa wiedzieliśmy co, jak i na którą. Więc takimi godzinowymi obsunięciami nie ma się co przejmować – goście naprawdę nic nie zauważą. Przypominam też sobie taką sytuację zaraz po przyjeździe do Szarloty - duża część gości miała zarezerwowane noclegi. Postanowiliśmy z mężem, że każdy ma się udać po klucz od pokoju zaraz po przyjeździe na miejsce, tak aby nie okazało się, że wszyscy nam uciekną zaraz po obiedzie, aby się rozpakować i sala będzie pusta. Goście byli o tym oczywiście poinformowani odpowiednio wcześniej. Tylko nie pomyśleliśmy co z tymi, którzy nie musieli się wcześniej zakwaterować… No i staliśmy tak, przed lokalem, z tymi osobami, które pokoi nie miały…. W pewnym momencie nastała taka dziwna, niezręczna chwila, ale wzięłam sprawy w swoje ręce i po prostu powiedziałam głośno, że chwilę teraz poczekamy, aż pozostali ogarną sprawę z pokojami. Goście zaczęli więc rozmawiać jeden z drugim i tak sobie staliśmy i czekaliśmy. Podsumowując, nie wiem jak to jest kiedy pojawia się taka sytuacja, która naprawdę jest mocno kryzysowa i wydaje się bez wyjścia, bo, jak już wspomniałam, nie spotkało mnie nic takiego. Uważam jednak, że zawsze jest jakieś wyjście. I choć wiem, że łatwo się mówi, ale naprawdę  grunt to zachować spokój, pomyśleć i  reagować w miarę szybko. I wszystko się da : )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz