poniedziałek, 2 czerwca 2014

piękna pogoda, piątkowy ślub i SUKIENKA KASI : )




Zgodnie z zapowiedzią nadszedł czas, by opisać kreację Pani Młodej numer 1 : )  Zacznę od tego, że Kasia zdecydowała się nie na zakup czy wypożyczenie sukienki, ale na jej uszycie. Według mnie jest to naprawdę odważna decyzja, gdyż w takim wypadku trzeba  dobrze wiedzieć czego się chce oraz - albo przede wszystkim - zaufać osobie, która tym szyciem się zajmie. Ja również na samym początku rozważałam uszycie swojej sukni ślubnej. Jednak koniec końców postanowiłam, że muszę znaleźć taką, która będzie mi odpowiadać i już. A to dlatego, że nie byłam w stanie określić czego dokładnie chcę i jak suknia ma wyglądać. Nie umiałam po prostu w  żaden sposób nic „zaprojektować”.  Poza tym decydując się na uszycie sukni musicie pamiętać Drogie Panie, że przez bardzo długi czas nie będziecie widziały jak ona będzie dokładnie wyglądała. Chyba, że naprawdę macie zdolność widzenia efektu końcowego w pospinanych na Was szpilkami płachtach materiału. Ale wyobraźnia to jedno, a rzeczywistość to drugie. Jakiś czas temu szyjąc sukienkę przeżyłam małe rozczarowanie efektem końcowym, więc wiem o czym mówię. Może też ze względu na ten „uraz” nie zdecydowałam się jednak na uszycie sukni ślubnej? Co nie oznacza, że zniechęcam kogokolwiek do krawcowych. Chcę tylko podkreślić, że naprawdę  ważne jest, by powierzyć to zadanie komuś zaufanemu. Dużym plusem uszycia sukienki jest na pewno to, że możemy „szaleć” do woli - tzn. można ją zaprojektować tak, by była  całością „poskładaną” z tego co nam się podoba w kilku różnych kreacjach znalezionych w katalogu, czy Internecie. Ileż to razy człowiek oglądając zdjęcia sukien ślubnych myśli sobie: ”gdyby ta miała to, a ta miała tamto z tamtej, to byłaby idealna”. Ok., może wyszło trochę masło maślane, ale my kobiety dobrze wiemy o co chodzi, prawda? : ) Minusem może być to - zależy jak kto na to patrzy -  że sukienka staje się naszą własnością, w skutek czego będziemy mieć kłopot z jej sprzedażą. No chyba, że chcemy ją zatrzymać na pamiątkę. Plus - podczas sesji można się wydurniać do woli – skakać do wody, biegać po błocie, jeździć czołgiem - czego nie zrobimy z sukienką wypożyczoną. No dobrze, ale chyba czas na jakąś moją opinię, która, od razu zapowiadam, będzie pozytywna. Ale wcale nie dlatego, że obiecałam Kasi, iż po wymęczeniu tego posta prześlę Jej do niego link : P   Zacznę od tego, że według mnie suknia bardzo pasowała do pory roku. Nie była „ciężka”, tylko lekka, zwiewna, bardzo na ślub wiosną. Po drugie, sukienka nie była na kole ani na żadnej takiej podtrzymującej halce czy stelażu, więc miała bardzo prosty, a nie rozłożysty krój, który idealnie podkreślał filigranową figurę Pani Młodej. Po trzecie, gorset nie był zdobiony żadnymi kwiatami 3D, masywnymi cekinami, itp. Tak samo spódnica - była prosta, nie zdobiona, żadnych koronek czy drapowań tworzących wrażenie, że mamy do czynienia z wielką bezą – ani krzty przepychu i przesadyzmu.  Podobało mi się również to, że Kasia miała sukienkę zapinaną na guziczki, co jest ładniejsze, według mnie, niż tradycyjne wiązania gorsetowe. Aczkolwiek moja suknia miała gorset wiązany. Ze względu na to, że była wypożyczona, nie mogłam dokonywać w niej drastycznych modyfikacji, więc zamiana wiązania na guziki czy zamek nie wchodziła w grę. Welon, mimo że jestem ich przeciwniczką, pięknie dopełniał całości. Był prosty, bez żadnych haftowanych kwiatków i o idealnej, według mnie, długości. Podsumowując, skromnie, zwiewnie, elegancko, bez udziwnień. Zresztą po co mam dalej się rozpisywać – słowa nigdy w pełni nie oddadzą obrazu.  Oceńcie więc sami : D


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz