Każda przyszła panna młoda, oprócz tego, że w dniu ślubu
chce wyglądać pięknie, chce także, aby wszystko przebiegało idealnie i bez „zakłóceń”.
Musimy jednak mieć na uwadze fakt, że zawsze może zdarzyć się coś, czego nie
jesteśmy w stanie przewidzieć. Również (i niestety) w tak ważnym dla nas dniu.
W zasadzie jak przypomnę sobie przebieg własnego dnia ślubu to stwierdzam, że
nie zdarzyło się raczej nic szczególnie „kryzysowego”. Pamiętam tylko trzy „małe”
sytuacje, nazwijmy to, z lekka problemowe. Pierwsza z nich to źle, jak się
okazało, przypięte butonierki w tym ta najważniejsza, czyli mojego męża.
Mieliśmy jednak szczęście – w momencie kiedy przyjechaliśmy do kościoła to
akurat firma odpowiedzialna za jego ustrojenie oraz za butonierki właśnie
szykowała się do odjazdu. Pani z
kwiaciarni rzuciła swym profesjonalnym okiem na mojego męża i zauważyła owy
mankament. Natychmiast poprawiła butonierki wszystkim panom : ) Gdybyśmy jej
nie spotkali to pewnie do końca wesela mój tata, teść, świadek oraz mąż
paradowaliby z nie tak przypiętymi kwiatkami : P Inna sytuacja to był moment kiedy nasz
fotograf chciał nam zrobić trochę zdjęć na terenie ośrodka. Koło 21:00
wyszliśmy więc w plener. Wszystko trwało dłużej niż myśleliśmy (a miało trwać z
pół godziny), a na 22:00 był zaplanowany tort. Przyszliśmy oczywiście później niż
należało. Na szczęście przecież tylko my i obsługa wiedzieliśmy co, jak i na
którą. Więc takimi godzinowymi obsunięciami nie ma się co przejmować – goście naprawdę
nic nie zauważą. Przypominam też sobie taką sytuację zaraz po przyjeździe do
Szarloty - duża część gości miała zarezerwowane noclegi. Postanowiliśmy z
mężem, że każdy ma się udać po klucz od pokoju zaraz po przyjeździe na miejsce,
tak aby nie okazało się, że wszyscy nam uciekną zaraz po obiedzie, aby się rozpakować
i sala będzie pusta. Goście byli o tym oczywiście poinformowani odpowiednio
wcześniej. Tylko nie pomyśleliśmy co z tymi, którzy nie musieli się wcześniej
zakwaterować… No i staliśmy tak, przed lokalem, z tymi osobami, które pokoi nie
miały…. W pewnym momencie nastała taka dziwna, niezręczna chwila, ale wzięłam
sprawy w swoje ręce i po prostu powiedziałam głośno, że chwilę teraz poczekamy,
aż pozostali ogarną sprawę z pokojami. Goście zaczęli więc rozmawiać jeden z drugim
i tak sobie staliśmy i czekaliśmy. Podsumowując, nie wiem jak to jest kiedy
pojawia się taka sytuacja, która naprawdę jest mocno kryzysowa i wydaje się bez
wyjścia, bo, jak już wspomniałam, nie spotkało mnie nic takiego. Uważam jednak,
że zawsze jest jakieś wyjście. I choć wiem, że łatwo się mówi, ale naprawdę grunt to zachować spokój, pomyśleć i reagować w miarę szybko. I wszystko się da : )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz