Chciałabym jeszcze pociągnąć temat sytuacji kryzysowych,
które mogą przydarzyć się parze młodej przed lub, co gorsza, w dniu ślubu.
Choć, jak już wspomniałam, mnie samej nic „strasznego” się nie przytrafiło to
jednak przypomniało mi się coś, o czym opowiadała mi moja znajoma. Otóż,
wyobraźcie sobie, że w dniu swojego
ślubu miała tzw. tragedię na
głowie. Poszła do fryzjera, który jest bardzo znany w mieście. Odkąd pamiętam
pójść się do niego uczesać to było coś. Sama niestety dałam się namówić na
wizytę w salonie tego pana, gdy przyszło mi czesać się na studniówkę.
Uwierzcie, że moja fryzura ze studniówkową nie miała nic wspólnego. Była po
prostu beznadziejna. Już nigdy tam nie poszłam. Szkoda więc, że owa znajoma nie
zapytała mnie o jakąś radę czy wskazówki. Choć nie jestem zbyt obeznana w tym,
który fryzjer jest najlepszy tu, gdzie teraz mieszkam, bo sama jeżdżę zupełnie
gdzie indziej, to jednak gdybym usłyszała gdzie Ona się wybiera na pewno
szczerze bym Jej odradziła. W każdym bądź razie, moja znajoma popełniła w sumie
dwa błędy – nie była na fryzurze
próbnej, to po pierwsze. Po drugie, gdy przyszła w dniu ślubu się uczesać
powiedziała po prostu, że mają Jej zrobić fryzurę….. na ślub. „Zapomniała”
tylko dodać, że na Jej własny….. : 0 Nie
wiem w sumie czy coś by to zmieniło, ale może gdyby wiedzieli, że czeszą pannę
młodą nie musiałaby potem szukać ratunku u innego fryzjera. Może postaraliby
się bardziej. Wprawdzie fryzury nie widziałam – w sensie tej „pierwszej” – ale
podobno była tragiczna. Nawet narzeczony potwierdził : / Jedno szczęście, że moja znajoma ma znajomą,
która jest fryzjerką, i że zdążyła Jej poprawić owo coś co miała zrobione z włosami. To dopiero sytuacja kryzysowa :
) Ja nie wiem co bym zrobiła. Tzn. też
pewnie szukałabym ratunku, ale nie mam pojęcia gdzie, gdyż „nie dysponuję”
znajomymi fryzjerkami. Jak usłyszałam tę historię to odetchnęłam z ulgą, że nie
mnie się ona przytrafiła. Za to przypomniałam sobie co innego. Przed ślubem
mojej siostry, na którym byłam świadkiem, pękła mi sukienka. Wcale nie dlatego,
że była za ciasna : P Po prostu suknia
była długa. Kucałam i poprawiałam siostrze dół
Jej sukni. Musiałam niechcący przydeptać obcasem część swojej. I w
momencie kiedy wstałam….traaaah. Możecie sobie wyobrazić moja minę. Zaraz
trzeba był się zbierać do kościoła, a ja nieomal z gołym tyłkiem : P Na szczęście uratował mnie mój mąż, który
zręcznie wszystko pozszywał : D Innym
„kryzysem” – to już było przed moim ślubem – była sytuacja kiedy to przyszły
zamówione zaproszenia i okazało się, że jest do nich o połowę za mało kopert.
Firma, u której je zamawialiśmy chciała nam je dosłać po tym jak zgłosiliśmy
owe braki, ale nie mieliśmy już zbytnio czasu, aby czekać. Po prostu
zaproszenia musiały być rozesłane dosłownie lada chwila. Udało nam się wybrnąć
z tej sytuacji. Nie wiem czy już pisałam w jaki sposób, ale wiem, że bardzo
chciałabym to zademonstrować. Muszę jednak przygotować zdjęcia, na których
wszystko będzie widoczne krok po kroku, a na to nie mam ostatnio zbyt dużo
czasu z powodu pewnego małego chwilo pochłaniacza : ) Aczkolwiek mam nadzieję, że pewnego dnia mi
się to uda. Bo dzięki temu „patentowi” naprawdę udało nam się wybrnąć z
„kopertowego problemu”. Warto więc puścić go w świat : )
Na tym zdjęciu ładnie zaprezentowałam bok sukienki, który to pękł mi przed samym wyjściem : D |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz