niedziela, 27 lipca 2014

KRYZYSÓW CIĄG DALSZY




Chciałabym jeszcze pociągnąć temat sytuacji kryzysowych, które mogą przydarzyć się parze młodej przed lub, co gorsza, w dniu ślubu. Choć, jak już wspomniałam, mnie samej nic „strasznego” się nie przytrafiło to jednak przypomniało mi się coś, o czym opowiadała mi moja znajoma. Otóż, wyobraźcie sobie, że w dniu swojego  ślubu  miała tzw. tragedię na głowie. Poszła do fryzjera, który jest bardzo znany w mieście. Odkąd pamiętam pójść się do niego uczesać to było coś. Sama niestety dałam się namówić na wizytę w salonie tego pana, gdy przyszło mi czesać się na studniówkę. Uwierzcie, że moja fryzura ze studniówkową nie miała nic wspólnego. Była po prostu beznadziejna. Już nigdy tam nie poszłam. Szkoda więc, że owa znajoma nie zapytała mnie o jakąś radę czy wskazówki. Choć nie jestem zbyt obeznana w tym, który fryzjer jest najlepszy tu, gdzie teraz mieszkam, bo sama jeżdżę zupełnie gdzie indziej, to jednak gdybym usłyszała gdzie Ona się wybiera na pewno szczerze bym Jej odradziła. W każdym bądź razie, moja znajoma popełniła w sumie dwa  błędy – nie była na fryzurze próbnej, to po pierwsze. Po drugie, gdy przyszła w dniu ślubu się uczesać powiedziała po prostu, że mają Jej zrobić fryzurę….. na ślub. „Zapomniała” tylko dodać, że na Jej własny….. : 0  Nie wiem w sumie czy coś by to zmieniło, ale może gdyby wiedzieli, że czeszą pannę młodą nie musiałaby potem szukać ratunku u innego fryzjera. Może postaraliby się bardziej. Wprawdzie fryzury nie widziałam – w sensie tej „pierwszej” – ale podobno była tragiczna. Nawet narzeczony potwierdził : /   Jedno szczęście, że moja znajoma ma znajomą, która jest fryzjerką, i że zdążyła Jej poprawić owo coś co miała zrobione  z włosami. To dopiero sytuacja kryzysowa : )   Ja nie wiem co bym zrobiła. Tzn. też pewnie szukałabym ratunku, ale nie mam pojęcia gdzie, gdyż „nie dysponuję” znajomymi fryzjerkami. Jak usłyszałam tę historię to odetchnęłam z ulgą, że nie mnie się ona przytrafiła. Za to przypomniałam sobie co innego. Przed ślubem mojej siostry, na którym byłam świadkiem, pękła mi sukienka. Wcale nie dlatego, że była za ciasna : P    Po prostu suknia była długa. Kucałam i poprawiałam siostrze dół  Jej sukni. Musiałam niechcący przydeptać obcasem część swojej. I w momencie kiedy wstałam….traaaah. Możecie sobie wyobrazić moja minę. Zaraz trzeba był się zbierać do kościoła, a ja nieomal z gołym tyłkiem : P   Na szczęście uratował mnie mój mąż, który zręcznie wszystko pozszywał : D   Innym „kryzysem” – to już było przed moim ślubem – była sytuacja kiedy to przyszły zamówione zaproszenia i okazało się, że jest do nich o połowę za mało kopert. Firma, u której je zamawialiśmy chciała nam je dosłać po tym jak zgłosiliśmy owe braki, ale nie mieliśmy już zbytnio czasu, aby czekać. Po prostu zaproszenia musiały być rozesłane dosłownie lada chwila. Udało nam się wybrnąć z tej sytuacji. Nie wiem czy już pisałam w jaki sposób, ale wiem, że bardzo chciałabym to zademonstrować. Muszę jednak przygotować zdjęcia, na których wszystko będzie widoczne krok po kroku, a na to nie mam ostatnio zbyt dużo czasu z powodu pewnego małego chwilo pochłaniacza : )   Aczkolwiek mam nadzieję, że pewnego dnia mi się to uda. Bo dzięki temu „patentowi” naprawdę udało nam się wybrnąć z „kopertowego problemu”. Warto więc puścić go w świat : )

Na tym zdjęciu ładnie zaprezentowałam bok sukienki, który to pękł mi przed samym wyjściem : D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz