Nauki przedślubne to zdecydowanie
temat, który często budzi wiele kontrowersji. I nie mówię tutaj o kwestii ich
użyteczności czy też nie, bo jest to sprawa powodująca lawinę jakże często
zaciętych dyskusji. Choć ogólne zasady ich „przejścia” są raczej bardzo do
siebie podobne w każdym zakątku naszego cudownego kraju, to jednak wszystko
zależy też od tego na jakiego prowadzącego nauki trafimy. Są więc dwie opcje. Albo
pójdzie gładko. Albo nie : D Jeśli
traficie na kogoś kto przeprowadzenie tych zajęć uważa za swoją życiową misję
to łatwo na pewno nie będzie. Ale
spokojnie, wszystko jest do przejścia.
Każda para dostaje od księdza
arkusz, na którym znajduje się tabelka, w której muszą się znaleźć podpisy oraz
pieczątki prowadzącego. Pieczątki, które zbiera się na kartce z nauk należy „złożyć”
u księdza najpóźniej na jakieś dwa, trzy miesiące przed terminem ślubu. Warto
się zorientować odpowiednio wcześniej czy na nauki można się zapisać
indywidualnie, czy też musi się zebrać większa grupa ludzi i trzeba się liczyć
z konkretnymi terminami. Zachęcam, żeby to sprawdzić, aby potem nie okazało
się, że jest za późno. Wiem też, ale jest to raczej domena dużych miast, że
nauki można odbyć jakby zaocznie, w trybie weekendowym przyspieszonym czy coś
takiego. Ale za to chyba trzeba więcej zapłacić (jednak do końca pewna nie
jestem). Dobrym pomysłem jest podpytać samego księdza o sprawę nauk, a
dokładniej o jakieś namiary na osoby, które je przeprowadzają. My właśnie
załatwiliśmy tę sprawę bardzo szybko dzięki temu, że ksiądz polecił nam kilka
osób, z których mogliśmy wybrać. Mieliśmy także to szczęście, że na nauki
mogliśmy zapisać się indywidualnie : )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz