piątek, 5 września 2014

SUMMER WEDDING TIME : D




W tym roku, trzeba przyznać, lato było wyjątkowe piękne. Szczególnie lipiec, który raczej od kilku lat nas nie rozpieszczał. Zazwyczaj deszczowy i burzowy, tym razem zaskoczył  upałami : ) Zastanawiam się jak poradziły sobie wszystkie te panny młode, które wybrały na swoją kreację dość ciężkie suknie mające kilka warstw? Moja też była  „warstwowa”, a  jednak nie było mi w niej za gorąco. Pewnie dlatego, że w dniu naszego ślubu było około 24 stopni, także akurat. Czy więc wybierając suknię na ślub latem powinnyśmy zwracać przede wszystkim uwagę na to czy nie będzie nam w niej za gorąco? W takim razie na upały byłyby odpowiednie tylko suknie lekkie i zwiewne, a co jeśli któraś z nas chce ciężką i powłóczystą? A co z pogodą? Przecież nie jesteśmy w stanie przewidzieć upałów, tym bardziej, że w naszym kraju pojawiają się zupełnie niespodziewanie. A może w takim razie mieć w zanadrzu dwie suknie? Jedną jak będzie chłodniej, drugą na skwar? : ) Bez przesady. Myślę, że aż takie dopasowywanie kreacji do pory roku nie jest konieczne. Jak zawsze, wybierajmy przede wszystkim to, w czym dobrze się czujemy i co nam się podoba. Fakt, wcześniej pisałam, iż organizując wesele warto zwrócić uwagę na to kiedy ma nastąpić magiczny dzień. Najbardziej jednak chodziło mi o to, że coś, co  jest typowe dla jednej pory roku lub się z nią kojarzy niekoniecznie może się dobrze prezentować w drugiej. Wiadomo, że kolor żółty bardziej pasuje do ślubu wiosną i tak samo suknia, która ma zabudowaną górę jednak lepiej wtapia się w klimat ślubu zimą. Aczkolwiek zawsze podkreślam, że wszystko jest sprawą indywidualną. Więc jeśli ktoś ma ochotę pójść do ślubu w porze wiosennej w kozaczkach zamiast pantofli jego, a raczej jej, sprawa : ) Dodam jeszcze, że nie ma oczywiście czegoś takiego jak suknia ślubna na zimę lub suknia ślubna na wiosnę. Staram się tylko zwrócić uwagę, że czasami pewne modele od razu wpisują się w konkretny klimat i z czymś nam się kojarzą, inne zaś nie. Poza tym, jeśli mamy problem z decyzją o kolorystyce wesela i nie wiemy na jakie dekoracje się zdecydować, fakt o jakiej porze roku bierzemy ślub może nam bardzo pomóc. I właśnie dlatego, w głównej mierze, staram się zwrócić uwagę na tę kwestię. Nie zaś dlatego, że nasz ślub musi być porom roku podporządkowany. Jeśli chodzi o letnią pannę młodą, która sama byłam, to cóż mogę napisać? W zasadzie przy okazji opisu ślubu zimą oraz panny młodej zimowej wspomniałam co nieco na temat innych pór roku. Ale chyba jak powtórzę nie zaszkodzi : ) Więc, według mnie, na ślub w porze letniej najlepsze są kolory pastelowe lub tzw. soczyste (np. zieleń i „żywy” fiolet, które świetnie pasują też na wiosnę). Jeśli jednak ślub odbywa się w sierpniu, szczególnie pod koniec, to warto zastanowić się nad kolorem słonecznika i ozdobami w jego postaci. Widziałam takie dekoracje – niestety nie mam zdjęć, gdyż nie uczestniczyłam w tym weselu – i muszę powiedzieć, że wyglądało to naprawdę super. Jeśli chodzi o moje dekoracje i kolorystykę, to jak już zdążyłam wspomnieć wielokrotnie na blogu : ), na moim weselu rządziły kolory kremowy oraz pudrowy róż. W tej kolorystyce był też mój bukiet oraz dekoracje kwiatowe, a także wszystkie dodatki. Buty również miałam w kolorze pudrowego różu, o czym pisałam niedawno. Czy moja suknia była „odpowiednia” na lato? Według mnie ciężko powiedzieć czy można ją jakoś sklasyfikować. Szczerze mówiąc, gdy ją wybierałam nie myślałam o tym. Na pewno mierząc suknie zabudowane miałam w głowie myśl, że na porę letnią, według mnie, się nie nadają. Mój gorset był bez ramiączek i rękawków, dół był rozkloszowany – coś pomiędzy kształtem w literę A i „księżniczką”. Na spódnicy nie było żadnych zdobień, czyli haftów, falbanek, kokardek,  ani drapowań, których osobiście nie znoszę. Na pewno pasują one do sukni ślubnej zimowej, która „ma prawo” być troszkę „ciężka”. Drapowania, moim zdaniem, tej właśnie ciężkości dodają. Jak już pisałam, nie było mi w niej za gorąco mimo tego, że spódnica miała jednak kilka warstw tiulu. Myślę, że fakt, iż była na kole też robił swoje. Tzn., gdy suknia jest na kole nie plącze się między nogami co powoduje, że mamy na dole, nazwijmy to, mały przewiew : ) Jeśli chodzi o buty ślubne na lato to polecam właśnie takie bez palców jakie sama miałam. Nogi miałam gołe. Z dwóch powodów – nie znoszę rajstop i pończoch, a już w ogóle białych, no i buty – bez palców : ) Chociaż gdybym brała ślub w porze niezbyt ciepłej to pewnie musiałabym rajstopy założyć. Ale pewnie później bym je zdjęła : ) Więc tak właśnie, w kilku słowach, wyglądałam jako letnia panna młoda. Czy dobrze wpisałam się w „krajobraz” lata? Oceńcie sami : D



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz