W tym roku, trzeba przyznać, lato było wyjątkowe piękne.
Szczególnie lipiec, który raczej od kilku lat nas nie rozpieszczał. Zazwyczaj
deszczowy i burzowy, tym razem zaskoczył
upałami : ) Zastanawiam się jak poradziły sobie wszystkie te panny
młode, które wybrały na swoją kreację dość ciężkie suknie mające kilka warstw?
Moja też była „warstwowa”, a jednak nie było mi w niej za gorąco. Pewnie
dlatego, że w dniu naszego ślubu było około 24 stopni, także akurat. Czy więc
wybierając suknię na ślub latem powinnyśmy zwracać przede wszystkim uwagę na to
czy nie będzie nam w niej za gorąco? W takim razie na upały byłyby odpowiednie
tylko suknie lekkie i zwiewne, a co jeśli któraś z nas chce ciężką i
powłóczystą? A co z pogodą? Przecież nie jesteśmy w stanie przewidzieć upałów,
tym bardziej, że w naszym kraju pojawiają się zupełnie niespodziewanie. A może
w takim razie mieć w zanadrzu dwie suknie? Jedną jak będzie chłodniej, drugą na
skwar? : ) Bez przesady. Myślę, że aż takie dopasowywanie kreacji do pory roku
nie jest konieczne. Jak zawsze, wybierajmy przede wszystkim to, w czym dobrze
się czujemy i co nam się podoba. Fakt, wcześniej pisałam, iż organizując wesele
warto zwrócić uwagę na to kiedy ma nastąpić magiczny dzień. Najbardziej jednak
chodziło mi o to, że coś, co jest typowe
dla jednej pory roku lub się z nią kojarzy niekoniecznie może się dobrze
prezentować w drugiej. Wiadomo, że kolor żółty bardziej pasuje do ślubu wiosną
i tak samo suknia, która ma zabudowaną górę jednak lepiej wtapia się w klimat ślubu
zimą. Aczkolwiek zawsze podkreślam, że wszystko jest sprawą indywidualną. Więc
jeśli ktoś ma ochotę pójść do ślubu w porze wiosennej w kozaczkach zamiast pantofli
jego, a raczej jej, sprawa : ) Dodam jeszcze, że nie ma oczywiście czegoś
takiego jak suknia ślubna na zimę lub suknia ślubna na wiosnę. Staram się tylko
zwrócić uwagę, że czasami pewne modele od razu wpisują się w konkretny klimat i
z czymś nam się kojarzą, inne zaś nie. Poza tym, jeśli mamy problem z decyzją o
kolorystyce wesela i nie wiemy na jakie dekoracje się zdecydować, fakt o jakiej
porze roku bierzemy ślub może nam bardzo pomóc. I właśnie dlatego, w głównej
mierze, staram się zwrócić uwagę na tę kwestię. Nie zaś dlatego, że nasz ślub
musi być porom roku podporządkowany. Jeśli chodzi o letnią pannę młodą, która sama
byłam, to cóż mogę napisać? W zasadzie przy okazji opisu ślubu zimą oraz panny
młodej zimowej wspomniałam co nieco na temat innych pór roku. Ale chyba jak
powtórzę nie zaszkodzi : ) Więc, według mnie, na ślub w porze letniej najlepsze
są kolory pastelowe lub tzw. soczyste (np. zieleń i „żywy” fiolet, które
świetnie pasują też na wiosnę). Jeśli jednak ślub odbywa się w sierpniu,
szczególnie pod koniec, to warto zastanowić się nad kolorem słonecznika i
ozdobami w jego postaci. Widziałam takie dekoracje – niestety nie mam zdjęć, gdyż
nie uczestniczyłam w tym weselu – i muszę powiedzieć, że wyglądało to naprawdę
super. Jeśli chodzi o moje dekoracje i kolorystykę, to jak już zdążyłam wspomnieć
wielokrotnie na blogu : ), na moim weselu rządziły kolory kremowy oraz pudrowy
róż. W tej kolorystyce był też mój bukiet oraz dekoracje kwiatowe, a także wszystkie
dodatki. Buty również miałam w kolorze pudrowego różu, o czym pisałam niedawno.
Czy moja suknia była „odpowiednia” na lato? Według mnie ciężko powiedzieć czy
można ją jakoś sklasyfikować. Szczerze mówiąc, gdy ją wybierałam nie myślałam o
tym. Na pewno mierząc suknie zabudowane miałam w głowie myśl, że na porę letnią,
według mnie, się nie nadają. Mój gorset był bez ramiączek i rękawków, dół był
rozkloszowany – coś pomiędzy kształtem w literę A i „księżniczką”. Na spódnicy
nie było żadnych zdobień, czyli haftów, falbanek, kokardek, ani drapowań, których osobiście nie znoszę. Na
pewno pasują one do sukni ślubnej zimowej, która „ma prawo” być troszkę „ciężka”.
Drapowania, moim zdaniem, tej właśnie ciężkości dodają. Jak już pisałam, nie
było mi w niej za gorąco mimo tego, że spódnica miała jednak kilka warstw
tiulu. Myślę, że fakt, iż była na kole też robił swoje. Tzn., gdy suknia jest
na kole nie plącze się między nogami co powoduje, że mamy na dole, nazwijmy to,
mały przewiew : ) Jeśli chodzi o buty ślubne na lato to polecam właśnie takie
bez palców jakie sama miałam. Nogi miałam gołe. Z dwóch powodów – nie znoszę
rajstop i pończoch, a już w ogóle białych, no i buty – bez palców : ) Chociaż
gdybym brała ślub w porze niezbyt ciepłej to pewnie musiałabym rajstopy
założyć. Ale pewnie później bym je zdjęła : ) Więc tak właśnie, w kilku
słowach, wyglądałam jako letnia panna młoda. Czy dobrze wpisałam się w „krajobraz”
lata? Oceńcie sami : D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz