Nie zliczę ile sukni zdążyłam przymierzyć zanim zdecydowałam
się na tę jedną jedyną. Być może moja siostra, która towarzyszyła mi na każdej
przymiarce, prowadziła jakieś statystyki : ) Tego nie wiem, ale wiem, że momentami
miała mnie już dość. Niestety, taki urok osób wybrednych, które same nie do
końca wiedzą czego szukają : ) Jak już zdążyłam wspomnieć, na początku swej
drogi poszukiwawczej wiedziałam tylko, że nie chcę niczego z dużą ilością
warstw, falban, koronek, drapowań, zdobień itd. Miało być skromnie, ale nie za.
Więc mierząc każdą suknię zwracałam uwagę przede wszystkim na to, czy spełnia właśnie te kryteria. Już na samym
początku przymierzyłam suknię, która potem okazała się być właśnie TĄ, choć nie
od razu o tym zdecydowałam : P A było
to tak: za górami, za lasami – taki żart ; )
Ok., teraz pełna powaga. Wydaje mi się, że była to druga moja przymiarka
– to wtedy pierwszy raz miałam na sobie swoją przyszłą suknię ślubną. Spodobała
mi się i już byłam prawie zdecydowana, że ją biorę. Jednak, jak to ja, musiałam
pomęczyć jeszcze trochę panie z salonu oraz moją siostrę (w końcu sama chciała
być świadkową : P ) i zaliczyć jeszcze parę przymiarek wciskając na siebie
miliony sukien : ) Przyjeżdżając na
kolejne przymiarki zawsze mierzyłam właśnie TĘ suknię (tzw. faworytkę w „slangu” pań z salonu : ) ) oraz inne,
które ewentualnie przykuły moją uwagę. W końcu za którymś razem stwierdziłam,
że już nie wiem czy ona mi się podoba. Suknia ta „zjeździła” trochę miast, a
nawet państw, uczestnicząc, oczywiście na modelkach : ), na różnych pokazach
podczas targów ślubnych. Była nawet w sumie trochę sfatygowana. Za kolejnym
razem pani z salonu poinformowała mnie, że ma model ”mojej” sukni w kolorze
kremowym i zupełnie nowy, bo dopiero co przyjechał od producenta. I wtedy stało
się TO. Zakochałam się w niej an nowo i chyba jeszcze bardziej, niż gdy
mierzyłam ją za pierwszym razem. To dziwne, ale ten model kremowy, nowy,
„świeży” jakoś tak prezentował się zupełnie inaczej niż tamten, który mierzyłam
na samym początku. W ogóle miałam wrażenie jakbym mierzyła zupełnie inną suknię. Zapytałam
nawet panią z salonu „czy to jest ta sama suknia?” : ) Podsumowując, nie odrzucajcie od razu tej
opcji, która początkowo niby się podoba, ale budzi Wasze wątpliwości. Zawsze
coś ”starego” można odkryć zupełnie na „nowo” : ))) Tak właśnie zdecydowałam
się pójść do ślubu w modelu Annais Nanteza – mojej starej-nowej sukni : DDDD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz