Zanim zaczęłam pisać tę, kolejną, część poprzedniego posta, długo zastanawiałam
się czy aby na pewno niczego nie pominęłam na swojej liście sporządzanej na
potrzeby tego tematu. Wydaje mi się, że nie, ponieważ wszystko to, co opisuję
jest wynikiem wniosków wypływających z moich własnych doświadczeń oraz
obserwacji, a tych raczej nie zapominam. Najwyżej jak coś jeszcze mi się
przypomni to wspomnę o tym przy innej okazji : ) No dobrze, w takim razie
przejdźmy do kolejnych punktów weselnego savoir vivre’u według Kamili : ) Poza
tym co już napisałam poprzednio, uważam także, że miło jest kiedy goście
szanują prośbę, czy też prośby pary młodej. Już tłumaczę o co chodzi. Posłużę
się w tym celu swoim własnym przykładem. Otóż, ja i mój mąż stwierdziliśmy, że
nie będziemy gościom narzucać, co powinni nam podarować. W zaproszeniach
mieliśmy zamieszczony wierszyk który sugerował, że mile widziane są zarówno banknoty
jak i prezenty. W przypadku chęci podarowania nam prezentu goście dowiadywali
się z owej rymowanki, że prosimy, aby kontaktowali się ze świadkową , gdyż
właśnie Ona posiadała listę, na której znajdowało się co ewentualnie byśmy
potrzebowali. Niestety nie wszyscy się do tego dostosowali. Niektórzy nie
zainteresowali się listą w ogóle i przez to dostaliśmy prezenty, które
niekoniecznie znajdowały się w obiekcie naszych zainteresowań oraz takie, które
się powtórzyły. Moja siostra skrupulatnie pilnowała listy – gdy ktoś zgłaszał
chęć zakupienia danej rzeczy od razu z tej listy ją skreślała. Ci, którzy się
nie pokwapili, aby listę poznać nie wiedzieli co na niej nadal jest, a co już
jest „zarezerwowane” , stąd taka niezbyt fajna sytuacja. To samo tyczy się
prośby kiedy para młoda prosi o coś innego niż kwiaty – naprawdę nie warto na
siłę obstawać przy swoim stwierdzając, że przecież „kwiaty muszą być” skoro
młodzi ich nie chcą. Kolejną kwestią jest, nazwijmy to, pewna tradycja, której
raczej mało kto dzisiaj „dotrzymuje”. Może obecne pokolenia (w sensie moi rówieśnicy
i trochę młodsi) nie umieją się bawić, albo
się wstydzą? Chodzi o to, że kiedyś (za czasów moich rodziców) wypadało, aby każdy
pan zatańczył chociaż jeden taniec z panią młodą, a każda pani z panem młodym.
Nie powinno się pozwolić, aby para młoda siedziała lub „nie miała co robić”. Uważam,
że to bardzo „ładny” zwyczaj, który, wydawać by się mogło, nadal funkcjonuje.
Niestety chyba nie dla wszystkich. To samo tyczy się tego, aby nie pozwolić,
aby pani młoda, bądź pan młody siedzieli sami, w sensie bez towarzystwa. Kiedy
np. jedno z nich jest akurat zajęte tańcem, a drugie siedzi przy stoliku samo,
warto, aby któryś z gości zainteresował się, podszedł. Miło jest kiedy goście
podejdą , zainteresują się, porozmawiają. Tak samo w zasadzie działa to w drugą
stronę – wypada, aby para młoda znalazła trochę czasu dla każdego z gości
(przynajmniej w miarę możliwości), żeby porozmawiać chociażby o tym jak się
bawią, itp. Myślałam, że zmieszczę
wszystko co chciałabym napisać w tym temacie w
dzisiejszym poście, ale jednak nie. Cóż, chyba za dużo mam do powiedzenia ;
P Także kolejny ciąg dalszy nastąpi : )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz