Skoro już jesteśmy przy tematyce tego
co powinno znaleźć się w treści zaproszeń, postanowiłam nawiązać do jednej
istotnej, według mnie, kwestii. Kwestii, która, nie ukrywam, trochę działa mi
na nerwy. Od wielu par nasłuchałam się, że nie mam co liczyć na to, że goście (a
przynajmniej większość) raczą potwierdzić przybycie. Nie bardzo chciałam wtedy
wierzyć, że jeden krótki telefon bądź sms może rzeczywiście co niektórych
przerastać. Dziwi mnie bardzo fakt, że gdy w końcu, wykończona czekaniem na
jakiś znak od niektórych gości, zaczęłam wykonywać telefony, często mogłam usłyszeć zaskoczenie w głosie
rozmówcy dotyczące potwierdzenia przybycia.
Nie wspomnę już, że czasami miałam wrażenie jakby niektórzy w ogóle nie
zauważyli, iż potwierdzić należy do konkretnej daty, podczas gdy taka
informacja widniała w zaproszeniu jak byk (!) Niestety miałam okazję przekonać
się na własnej skórze, że jest tak, jak opowiadało mi wiele par. Czy w takim
razie warto w ogóle zamieszczać prośbę o potwierdzenie? Mimo wszystko uważam,
że tak. Musicie jednak być świadomi, że w niektórych (oby nielicznych)
przypadkach trzeba będzie stoczyć ostrą walkę. Ja takową mam za sobą z jedną
parą spośród wielu „niepotwierdzaczy”. Nie będę się aż tak bardzo zgłębiać w istotę tego konkretnego „przypadku”,
bo szkoda miejsca w poście. Powiem tylko, że nie tylko nie raczyli się odezwać,
lecz także podczas mojego telefonu
(wykonanego w końcu kilka dni po wyznaczonym terminie) powiedzieli, że
teraz nie są mi w stanie powiedzieć. Dałam im więc jeszcze jakiś tydzień, czy
nawet dwa (!) na podjęcie ostatecznej decyzji. Mieli się odezwać. Znowu tego
nie zrobili. Więc znowu musiałam zadzwonić i łaskawie poprosić o decyzję. Powiedzieli, że
będą. Nie przyszli…. NIE DALI mi też znać, że ich nie będzie. Wiecie, po tym
doświadczeniu wnioski nasunęły mi się dwa. Albo część naszego społeczeństwa
jest niezorganizowana i ma kłopoty z pamięcią, albo ludzie nie umieją czytać ze zrozumieniem. Dziwne jest
też dla mnie zaskoczenie ludzi, że trzeba było potwierdzić przybycie, podczas
gdy dzisiaj praktycznie zawsze się o to prosi. I to nie tylko jeśli chodzi
o wesele. Więc trzeci wniosek może być
następujący: niektórzy „nie ogarniają” życiowych spraw. Po prostu. Wiadomo, że
są przypadki kiedy ktoś rzeczywiście nie jest w stanie dać znać w określonym
terminie, ale wtedy wystarczy poprosić o więcej czasu na podjęcie decyzji i
sprawa jest jasna. Takie wyjątki są poza dyskusją. Jednak zwykła ludzka
ignorancja nie. Dla mnie wszystkie te „procedury” związane z potwierdzeniem są
jak najbardziej czymś normalnym i oczywistym. W zasadzie pierwsza rzecz jaką
robię po zapoznaniu się z treścią zaproszenia to zapoznanie się z datą, do
której muszę dać znać czy pojawię się na
przyjęciu czy nie. Czy naprawdę tak
trudno dostosować się do czyjejś prośby?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz